poniedziałek, 27 lutego 2012

MIĘDZY ODNOWĄ A DEFORMACJĄ CZ.3


III. SOLA EXPERIENTIA? MIĘDZY ODNOWĄ A DEFORMACJĄ
Wpisany przez KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI wtorek, 26 października 2004 14:44

3. Historyczne precedensy

Fascynacja przedziwnymi manifestacjami „Bożej mocy” i uważanie ich za bezsporne dowody namaszczenia przez Ducha Świętego towarzyszy nowożytnym ruchom przebudzeniowym od wieków. Dobrze więc spojrzeć na tę problematykę w świetle historycznych precedensów, a więc przykładów, które zilustrowałyby problem wiarygodności zjawisk powiązanych z darami duchowymi traktowanymi jako środki niezawodnego rozpoznawania woli Bożej w danym przebudzeniu. Nie po raz pierwszy bowiem zdarza się, że ludzie czerpiący inspirację z Pisma Świętego doświadczają niezwykłych fenomenów, nie pierwszy raz zjawiska takie mają początek w Ameryce i – również nie po raz pierwszy – prawdziwie chrześcijański charakter owych manifestacji budzi poważne wątpliwości. Wybrane tytułem przykładu losy najpierw angielskiej, a potem amerykańskiej wspólnoty Shakers są przejmującym świadectwem, jak nadmierne zaufanie do zewnętrznych manifestacji branych za przejawy działania Ducha Świętego może doprowadzić do teologicznej katastrofy i ostatecznej destrukcji wspólnoty. Z kolei bardziej współczesny casus Williama Branhama może posłużyć jako ilustracja, jak łatwo można odejść od najzupełniej podstawowych zasad chrześcijańskiej wiary, które przez dwadzieścia wieków uważane były za absolutnie niezbywalny składnik definicji chrześcijaństwa, na rzecz fascynacji cudowną, charyzmatyczną mocą.

a. The Shakers

– związki z tradycją pentekostalną

Shakers to ruch religijny wywodzący się z silnie przeżyciowych form protestantyzmu brytyjskiego XVIII wieku, przeniesiony pod koniec owego stulecia na kontynent amerykański. Jednym z istotnych elementów duchowości społeczności Shakers było pojęcie darów duchowych. Ostatecznym darem był oczywiście Bóg-w-Chrystusie dający samego siebie, tak aby wierzący mogli zostać namaszczeni Bożą naturą i w ten sposób otrzymać życie Chrystusowe[331]. Osobowy dar Boży był możliwy pod warunkiem autentycznej metanoi człowieka, obejmującej prawdziwe nowe narodzenie: śmierć starego „ja” i powstanie do jedności z Chrystusem[332]. Na określenie odnowionej więzi z Bogiem używano terminu „chrzest w Duchu Świętym”[333] lub nawet „chrzest i ogień z nieba”[334], mówiono też o przebudzeniu ( revival) duchowości[335]. Jakże znajomo dla kogoś osłuchanego z tradycją pentekostalną brzmią sformułowania takie, jak na przykład stwierdzenie: „dary Bożego Ducha uznałem za owoce mojego chrztu w duchu tego przedziwnego przebudzenia, które zdarzyło się w New Lebanon i w sąsiednich miastach”[336]. Żywo przypomina to terminologię współczesnego pentekostalizmu; podobieństw tych jest, jak zobaczymy, znacznie więcej. Jedno z nich dotyczy nawet nazwy: członek społeczności Shakers, O.C. Hampton, potrafił wyrazić się: „nasza wspólnota pentekostalna” ( our Pentecostal community)[337], a także pisać o „pentekostalnych darach” ( Pentecostal gifts) takich, jak natchnienia, prowadzenie przez świat duchowy, proroctwa, modlitwa w językach lub uzdrawianie z chorób[338]. Brat Samuel Johnson przez wiele lat był dręczony gorączką, po czym został natychmiast uzdrowiony i uzdolniony do udania się w podróż na spotkanie Matki Anny Lee, jednej z postaci centralnych dla ruchu Shakers. Wtedy jego dusza otrzymała „namaszczenie od Świętego Bożego”, czyli „chrzest w Duchu Świętym”, a także wiele „darów niebiańskich i wiele działań Bożej mocy”[339].

Zdarzało się, nawiasem mówiąc, rozumienie choroby podobne to tego, jakie znamy ze współczesnego Ruchu Słowa Wiary: „Świat duchowy jest światem przyczyn i skutków. Umysł jest główną przyczyną wszelkiego bytu materialnego. Nasz byt fizyczny jest podporządkowany całkowicie duchowi, jaki go ożywia, i dlatego przyczyna chorób jest duchowa”[340]. Inne podobieństwo terminologiczne możemy odkryć na przykład w następującej relacji z 1837 roku: „Przybyli posługujący z domu Mt. Lebanon i przepowiadali o «niezwykłym wylaniu Ducha», polegającym na wzroście światłości, życia i mocy duchowej”[341].

Jeden dar osobowego spotkania z Chrystusem objawiał się przez wiele różnych darów-charyzmatów. Shakers mieli szeroko rozbudowane nauczanie o darach duchowych, oparte w dużej mierze na praktyce ich codziennego doświadczania. Wspólnotowy wymiar darów obejmował na pierwszym miejscu dar uwielbienia ( worship), który prowadził wszystkich uczestników do poczucia jedności[342]. Wśród darów duchowych przejawiały się dary entuzjastyczne takie, jak wirowanie, drżenie i trzęsienie się, tańce, dźwięki w nieznanych językach i ekstatyczne, natchnione przesłania. Obok nich przeżywano dar „odczuwanej ciszy”, czyli Bożej obecności, jako „doświadczenie całkowitego Chrystusa”. Obok darów wyróżniano też Boże zarządzenia ( orders), jak na przykład zarządzenie, by opuścić wąskie ramy „życia jako stworzenie” i wejść w „egzystencję Bożą”[343]. Używano gestu rąk oznaczającego zarówno przekazywanie, jak i przyjmowanie darów duchowych[344].

Zdawano sobie sprawę z możliwości fałszywych natchnień, ale w praktyce uważano, że dar rozeznania znakomicie ułatwi ich rozpoznanie i w praktyce zabezpieczy przed nimi. Mówiono, że: „w [naszej] wspólnocie przeważa wyższa klasa natchnień, a fałszywe duchy można z łatwością rozeznać i odrzucić”[345]. Troszczono się też o to, by nie przesadzić ze zbytnim zaufaniem do subiektywnych odczuć duchowych, skoro deklarowanym celem była równowaga między „arktycznymi górami lodowymi intelektualnego bieguna północnego a Saharą równikową emocjonalnego entuzjazmu”[346].

Podobnie jak we współczesnych formach pentekostalizmu, często zauważano, że Kościół oddany prawidłowemu uwielbianiu Boga musi być Kościołem żywym, co miało znaczyć zerwanie z rutyną form i ceremonii, które „nie mają mocy ożywczej” dla przemiany zgromadzenia we wspólnotę czcicieli w Duchu i w prawdzie[347]. Jeśliby komuś brakowało „przejścia przez wielkie przebudzenie i przemianę mocy duchowej”, to brak stosownego doświadczenia stanowiłby przeszkodę w wypełnieniu zadania ewangelizacji świata[348].

– zjawiska charyzmatyczne

Historia chrześcijańskiej społeczności Shakers od samych początków, jeszcze w Anglii, była związana z dwoma kardynalnymi punktami: z przekonaniem o rychłym powrocie Chrystusa i z doświadczaniem darów duchowych. Obecność darów według zapatrywań wiernych potwierdzała rychłą paruzję, a były to takie obdarowania duchowe, jak modlitwy w językach, śpiewy w językach, proroctwa, spontaniczne tańce radości, nieoczekiwane a niekontrolowane ruchy ciała, drżenie, popadanie w ekstazę i odczucie niesamowitej mocy Ducha działającej pośród wiernych. Wykształciła się w ten sposób fundamentalna teologiczna zasada obowiązująca przez całą historię Shakers, a mianowicie: traktowanie doświadczenia duchowego jako dynamicznej normy autentyczności wiary. Było to wyraźnym przeciwstawieniem się tradycyjnemu porządkowi kościelnemu, gdzie doświadczenie było zawsze oceniane i normowane uprzednio przyjętymi zasadami religijnymi. Takie stawianie sprawy przyciągało do tej wspólnoty wielu chrześcijan poszukujących odnowienia wiary, zwłaszcza anglikanów, ale też baptystów i metodystów. „ Shakers wierzą, dlatego że doświadczają”[349]. Zasada ta była sformułowana na bardzo podobnej bazie jak poglądy dwudziestowiecznych entuzjastów separujących się od „martwych Kościołów”: „gdzie nie ma mocy Ducha Bożego i nie ma przekazywania mocy”, tam „Chrystus nie może być obecny”[350].

Sposób modlitwy i uwielbienia był uważany w społeczności Shakers za spełnienie zapowiedzi Jezusa o tym, że prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i w prawdzie (por. J 4,22-23), za kult oddawany nie według pomysłów ludzkich, ale całkowicie zależny od Boga[351]. Istotną rolę w kulcie przypisywano tak zwanym praktykom ( exercise – terminem tym posługiwali się powszechnie od XVIII wieku uczestnicy przebudzeń protestanckich w Ameryce na oznaczenie modlitwy w językach, jęków, świętego śmiechu, drgawek, tarzania się po ziemi itp.). Harmonia tych praktyk unaoczniała uczestnikom istotę jedności ludu Bożego i fakt ochrzczenia w jednym Duchu Świętym[352], przy czym uważano za rzecz normalną, że „przebudzenie duchowości często spowoduje zewnętrzne zachowania”[353]. Kiedy w jednej ze wspólnot Shakers zdarzyło się głoszenie Dobrej Nowiny o „niezwykłym wylaniu Ducha, polegającym na wzroście światłości, życia i mocy duchowej”, to naturalnym i oczekiwanym skutkiem tego przepowiadania były „wirowania, wstrząsy ciała i śpiewy”, ocenione jako „osobiste poruszenia w Duchu”. Pojawiły się też wizje, do tego „personifikowane” ( personated): oznaczało to, że prorokująca osoba wypowiadała się w imieniu ducha, który w niej działał[354]. Liczono na przejawy mocy ( power) i prorokowano o jej rychłym wylaniu w pełni: „Brat Giles przybył z posługą mocy przyszłego wieku. Głosił: «Zadziwicie się przejawami mocy Pana! Ze świata Ducha Świętego promieniuje już światło, które dowiedzie spełnienia proroctw przekazanych wspólnotom Shakers»”[355].

Im silniejsze były takie oddziaływania na ciało, tym pewniej uważano je za niezbity dowód otrzymania chrztu w Duchu Świętym. Nieco dłuższy fragment wspomnień weteranki ruchu Shakers zilustruje to znakomicie:

„Gdy byłam młoda, widywałam często braci i siostry pod kontrolą wpływu duchowego i nie mogłam pojąć przez długi czas, w jaki sposób Duch może poruszać ciałem niezależnie od woli człowieka. Oddałam to w modlitwie. Pewnego razu, gdy byłam sama i głęboko rozmyślałam nad tym, odczułam przejawy Ducha Bożego w moim ciele i wtedy poznałam, czym to jest. Tyle mi wystarczyło. Otrzymałam chrzest duchowy i już nigdy więcej nie przysporzyło mi to zmartwień”[356].

W relacji z 1785 roku donoszono o modlitwie obejmującej między innymi śpiew w językach, który kończył się gwałtownym oddychaniem. Modlitwie tej towarzyszyły niezwykłe ruchy całego ciała, które szokowały każdego, kto po raz pierwszy się z tym zetknął. W tej samej relacji czytamy o poważnym kaznodziei, który dzielił się swoim przekonaniem o rychłym powrocie Chrystusa i dowodził, że doświadczane manifestacje na modlitwie są dziełem Bożym. Przypominał też, że jakkolwiek wielu gardzi tą formą wiary, to przecież podobnie ludzie wyśmiewali się z Noego, proroków, a nawet z Jezusa. Obficie cytował przy tym Pismo Święte, na przykład twierdząc, że tekst św. Pawła: „zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem” (Flp 2,12) odnosi się do modlitewnej praktyki wstrząsów ciała (przypomnijmy, że nazwa Shakers pochodzi od angielskiego to shake – drżeć, trząść się). Z kolei wezwanie „nawróćcie się” oznaczać miało – według tego samego nauczyciela – zachętę do obracania się w kółko na pięcie. Skutkiem owego kazania były grupowe wzdychania i konwulsje, a kiedy wspomniano o Dawidzie tańczącym przed Arką, rozpoczęto bezładne „gwałtowne tańce” ( violent dancing), przy czym niektórzy wirowali z niewiarygodną prędkością (przez 18 minut, jak odnotował skrupulatny obserwator). Pląsy, śpiewy, klaskanie trwały długo, aż w pewnym momencie doszło do gestu „przekazania daru” i jedna z uczestniczek zgromadzenia „popadła w największe wstrząsy przewyższające wszelkie możliwe napady konwulsji”. Mężczyzna, który „udzielił daru”, polecił zwrócić uwagę na to zjawisko i „podziwiać potężne dzieła Boga pośród Jego ludu”[357]. Inny autor zauważył takie „działania charyzmatyczne” ( charismatic acts), jak spontaniczne i bezładne krzyki, śpiewy, nauczania i tańce, a także rodzaj śpiewu, który określił jako „pieśń uroczysta” ( solemn song): śpiew ten to nic innego jak znany w wieku XX śpiew w językach[358].

Takie niezwykłe „działania w Duchu” zdarzały się regularnie także później, kiedy to na przykład w roku 1825 pojawiły się znowu „dary skłonów i wirowania”, a u niektórych nawet tarzanie się po podłodze: to ostatnie było praktykowane w większości przez ludzi młodych[359]. W czasie spotkań nazwanych „profetycznym dziełem Eliaszowym” modlono się śpiewami, tańcami, w językach, poprzez napomnienia duchowe oraz lamentacje. Niekiedy „cały dom wydawał się oddany pomieszaniu języków”, kiedy „bracia i siostry, gromadząc się w małych kręgach i złączywszy ręce, modlili się wśród skłonów, konwulsji i [daru] języków”[360]. Zachowania takie łączono z rodzącym się „przebudzeniem” ( revival): „wybuchu gorliwości cechowały zwłaszcza tych, co zaangażowali się w przebudzenie ( revivalists)”, a polegały one między innymi na „krzyczeniu i potężnych manifestacjach w ciele ( bodily operations)”[361].

Przywódczyni ruchu Shakers, Matka Anna, zachęcała do starania się o dary języków, wizji, o dar wirowania ciała w modlitwie, a wszystko to w celu upiększenia uwielbienia Boga. Ludzi obdarzonych takimi darami, jak taniec czy wirowanie, uważano za pozostających „pod działaniem fizycznym” ( under physical operations), a tych, którzy „pod działaniem fizycznym” nie byli, zachęcano do tego, aby przynajmniej podnieśli jedną rękę w modlitwie i co pewien czas machali nią[362]. Mówiono też o rozwijaniu darów duchowych: otrzymywano najpierw „dary widzenia i słyszenia” (zapewne proroczego), a także natchnione przekazy, pouczenia, często wygłaszane w imieniu osób ujrzanych uprzednio w wizjach: „wielką różnorodność prezentów otrzymywano z duchowej krainy”[363]. Można było je przekazywać braciom i siostrom: „dary te możecie dawać, kiedy i komu uznacie za stosowne”[364]. Co ciekawe, uważano je też za rodzaj wstępnego przygotowania duchowego do bardziej poważnych zasad wiary: „mają one naturę podobną do przedszkola we współczesnych zasadach edukacyjnych”[365] (przywodzi to na myśl analogiczne skojarzenia uczestników „przebudzenia w Toronto”: „Bóg bawi się z tymi dziećmi”).

Oczekiwania niezwykłości nie ograniczały się do ekstatycznej modlitwy i delirycznych stanów duchowych. Rozciągały się też na przekonanie, że wszelkie cuda opisane w Ewangeliach mogą być udziałem współczesnych wierzących: niekiedy sporej liczbie ludzi podawano niewielkie ilości żywności, wierząc, że tak jak Chrystus nakarmił liczne rzesze, tak uczyni i teraz[366] (podobne „uczty ewangeliczne” odbywały się zresztą już w XVI wieku wśród anabaptystów).

Wielkim poważaniem cieszył się dar tańca duchowego, wspomniany – jak zauważali Shakers – wiele razy w Biblii i nigdy w Piśmie Świętym nie krytykowany. Dar tańca uznano w roku 1880 za dar czasowy ( gift for-a-season), a nie za dar stały ( gift forever), co zresztą było częścią wizji profetycznej zmarłego w 1797 r. Ojca Józefa dotyczącej siedmiu cykli takich zmian[367] (warto zauważyć, że siedem cykli, choć dotyczących innych aspektów życia Kościoła, opisał „profetycznie” także W. Branham w książce Wykład siedmiu wieków Kościoła).

Ważna dla Shakers była idea natchnień duchowych: ich Kościół powstał wskutek objawienia Bożego, a późniejsi liderzy byli uznawani za natchnionych duchem[368]. Powstawały pieśni inspirowane Duchem Bożym, a nawet dłuższe teksty i całe książki natchnione przez rozmaite byty duchowe. Część z tych tekstów była przekazywana „w językach, których nie można było [w normalny sposób] zrozumieć”[369]. Dary te były uważane za tak potrzebne, że wołano: „potrzebujemy przebudzenia […], potrzebujemy szkół proroków!”[370].

Podobne do dwudziestowiecznych Marszy dla Jezusa były marsze procesyjne (używano zresztą nazwy „praktyki marszowe” – marching exercise) na otwartych przestrzeniach, połączone z bardzo podobnym do współczesnego zamysłem modlitewnym. Tak jak współczesne Marsze miały się przyczynić do zdobywania dla Boga terenu i wyzwalania go z władztwa złych duchów, podobnie we wspólnocie Shakers „duchowe zamiatanie polegało na rytualnej procesji przez wszystkie budynki dla oczyszczenia ich z wszelkiego nieporządku, podczas gdy śpiewano «pieśni zamiatające»”[371]. Idea walki duchowej pojawiała się także w innych formach. Brat starszy H.C. Blinn odnotował w roku 1844 zwyczaj noszenia opasek z załączoną kartką z napisem: „Bóg Niebios wydał wojnę Bestii i z pomocą świętych Bożych na ziemi Bestia zostanie powalona”[372].

– dewiacje doktrynalne

Wszystkie te „manifestacje duchowe”, „praktyki cielesne”, ekstatyczne modlitwy w językach i śpiewy w językach, „zamiatające pieśni”, cuda powtarzające sceny z Ewangelii i wiele, wiele innych – łączyły się z najbardziej jaskrawymi odstępstwami od tradycyjnej wiary chrześcijańskiej, jakie tylko były możliwe. Wynikały one ze swoistej zasady ponaddenominacyjnej: „wszystkie formy przemijają, i nikt nie może trzymać się ich bezkrytycznie, jeśli chce być prawdziwie wierny [Bogu]”[373], dlatego członkowie wspólnoty uważali się po prostu za prawowitych spadkobierców „wszelkiej prawdziwej religii [chrześcijańskiej], jaka kiedykolwiek istniała w Kościele Boga”[374]. W ten sposób miała powstać wspólnota jednego wielkiego Kościoła, opartego nie na strukturach i hierarchii, ale na zasadach braterstwa wiary i życia, a konkretnie nie sprecyzowanego bliżej „prawdziwego chrześcijaństwa”[375], które powinno być „bezwyznaniowe” ( unsectarian)[376], jako że „wyznaniowe mury zagradzają drogę do jedności, pokoju i braterstwa i oddzielają jednych religijnych wyznawców i czcicieli od drugich”. Na szczęście – zauważył jeden z wyznawców – mury te „znikają, w miarę jak światło Bożej prawdy i moc miłości Chrystusa roztacza się nad ludzką duszą”[377], a „wielkoduszni przywódcy wiary często oddają Bogu cześć w jednym i tym samym przybytku, choć wykształceni według innej teologii”[378]. Krytyka istniejących wyznaniowych form chrześcijaństwa brzmi jak dosłowny niemal cytat ze spotykanych dzisiaj głosów wzywających do ponaddenominacyjnej społeczności wierzących:

„Kościoły usiłują czerpać siły ze starej i zużytej teologii i dlatego głodzą ludzi z powodu braku żywego natchnienia i współczesnego objawienia światła i prawdy. Dlaczego nie miałyby przeminąć i ustąpić miejsca czemuś lepszemu? Poza odnowieniem natchnień Ducha Świętego i nieustannego objawiania Bożej prawdy – i ścisłego im posłuszeństwa – nic innego nie podtrzyma Kościoła przy życiu i nie wzmocni jego wzrostu i chwały”[379].

Tak rozumiana bezwyznaniowość jest treściowo bliska, jak się wydaje, pojęciu chrześcijaństwa ponaddenominacyjnego.

„Niech będzie tylko jeden Kościół chrześcijański, który wchłonie wszystkie poprzednie babilońskie wyznania – Kościół, który będzie prawdziwie powszechnie uznanym Kościołem chrześcijańskim […], a nie prowadzony przez wymyślne matactwa księży”[380].

Idea chrześcijaństwa wspartego zewnętrznymi strukturami i sformalizowanymi wyznaniami wiary wydawała się członkom grup Shakers odrażająca, stąd teologie innych nurtów chrystianizmu jawiły się jako „obmierzły Babilon”[381], który zasługiwał na jedno: „tak zwane chrześcijańskie teologie należy spalić i zastąpić je prostym i nienagannym życiem Chrystusa jako przewodnikiem, przynosząc wyzwolenie z klerykalnej ułudy, wywodów z ambony i wszelakich wydatków na wydziały i akademie dla celów teologicznych”[382]. Skutkiem tego wyznawcy byli przekonani, że obecna forma chrześcijaństwa przeminie i nie zostanie z niej kamień na kamieniu.

Pożytki, które mogłyby płynąć z istnienia porządku kościelnego i z przemyślanych wyznań wiary, stawały się jednak widoczne, gdy wspólnota Shakers zaczynała mówić konkretniej o tym, co znaczyła według nich owa prosta i jasna nauka Ewangelii. Shakers twierdzili na przykład, że „nic w Piśmie Świętym nie wskazuje na to, aby Apostołowie sprawowali jakikolwiek sakrament zewnętrzny jako Wieczerzę Pańską w jakiś inny sposób niż po prostu codzienny zwyczaj wspólnego jedzenia i picia”. Najlepszy dowód, że tak być musiało, stanowiło następujące rozumowanie: skoro „symbole” Ciała i Krwi Zbawiciela oznaczają śmierć Jezusa, to muszą być znakami Chrystusa nieobecnego, a kiedy jest On prawdziwie obecny, jak w modlitwie społeczności Shakers, wtedy prawdziwym sakramentem jest „duchowa jedność świętych”[383]. Można było też spotkać w kręgach Shakers następującą opinię o małżeństwie: „małżeństwo nie jest instytucją chrześcijańską”[384].

Teologiczne odstępstwo od chrześcijańskiej normy sięgało o wiele dalej, do samego pojęcia Boga. Bóg Stworzyciel nazywany był „Wiecznym Ojcem”, a Duch Święty „Wieczną Matką”, Jezus nazywany był Chrystusem tylko w tym samym sensie, w jakim prorokini Anna Lee nazywana była Matką. Shakers uznawali więc Boga jako rodzaj „Dwójcy”, dlatego też – paralelnie – „człowiek zwany Jezusem i kobieta zwana Anną są prawdziwie dwoma widzialnymi filarami Kościoła Chrystusa – dwoje namaszczonych – dwoje pierwszych dziedziców obietnicy, pierwszy Ojciec i pierwsza Matka wszystkich dzieci odrodzenia”[385].

Shakers znajdowali w Piśmie Świętym silne wsparcie dla profetycznego znaczenia swojej wspólnoty. Kiedy czytano w proroctwie Aggeusza (według tłumaczenia angielskiego): „oto wstrząsnę ( I will shake) niebiosami”; oraz „oto wstrząsnę ( I will shake) narodami”, dostrzegano w tym zapowiedź napełnienia domu wspólnoty Shakers wszelką chwałą[386].

W późniejszym czasie, radykalizując zasadę opierania się na wewnętrznym świadectwie i minimalizując potrzebę jakiejkolwiek zewnętrznej normy kościelnej, wyznawcy doszli stopniowo do wniosku, że „z punktu widzenia Bóstwa (którą to perspektywę, jak można się domyślić, osiągnęli) wszystko jest duchem na tym świecie”, i dlatego tacy mistrzowie, jak Konfucjusz, Budda, Zoroaster i Jezus powinni stawać się duchowymi wzorami[387]. Jeszcze bardziej zadziwiające zestawienie wielkich bohaterów duchowego świata znaleźć można w tekście z końca XIX wieku. Otóż obok siebie, jako przykłady „oświeconego zrozumienia”, znaleźli się Jezus, Anna, Budda i Platon. Dla niewtajemniczonych trzeba dodać wyjaśnienie dotyczące drugiej z tych osób: otóż chodzi o Ann Lee (1736-1784), która w roku 1758 przyłączyła się do grupy Shaking Quakers (używana wtedy nazwa łączyła w sobie odniesienie do dwóch modlitewnych praktyk: to shake – trząść się; i to quake – drżeć), a w roku 1770 przeżyła „ogarnięcie obecnością Chrystusa”, by później hojnie udzielać tego przeżycia innym[388]. To dość szczególne łączenie Jezusa z Anną Lee płynęło z przekonania, że Chrystus zaczął swoje drugie objawienie na ziemi w Duchu Świętym właśnie od nawiedzenia Matki Anny[389].

Zasada zakorzenienia duchowości w bezpośrednim doświadczeniu duchowym, indywidualnym i wspólnotowym[390], chociaż brzmiała zachęcająco, to jednak doprowadzona do skrajności – przyniosła radykalne zerwanie z teologiczną ortodoksją, aż do przekroczenia wszelkich znanych w historii chrześcijaństwa norm. Pomimo to u progu XX wieku, w roku 1894 kurczącej się już wspólnocie Shakers coraz wyraźniej jawiła się profetyczna rola ich doświadczenia w nadchodzącej przyszłości: „zostawimy te błogosławieństwa innemu pokoleniu, które – jeśli Bóg zechce – będzie bardziej godne”[391], gdyż „następne poruszenia i przebudzenia ducha […] poprowadzą do utworzenia nowych stowarzyszeń o tych samych podstawowych zasadach”[392].

b. William Branham

– zakorzenienie w pentekostalnej tradycji

Dwudziestowieczny głosiciel pełnej Ewangelii mocy Bożej, William Branham (1909-1965), zasłynął jako osoba obdarzona charyzmatycznymi darami poznania i uzdrawiania. Wskutek gorliwej modlitwy o chrzest w Duchu Świętym otrzymał ten dar, jak sam potwierdza, a wtedy Bóg „zlecił mu wygłaszać kazania i modlić się za chorych, których [Bóg] chciał z każdej choroby uzdrawiać”[393]. Ów dar uzdrawiania chorych otrzymał w 1946 roku, przeżywał też obdarowania na bardzo wiele innych sposobów: dar spostrzegawczości Ducha, widzenia aniołów (podczas pierwszych odwiedzin anioła tenże rozmawiał z bratem Branhamem przez pół godziny), jak też dar rozeznawania duchów („fałszywego ducha bardzo szybko można rozszyfrować, jeśli ktoś jest duchowo dobrze usposobiony”[394]). Ten ostatni dar służył do uspokajania wszystkich wątpliwości, jakie mogły pojawiać się w związku z nauczaniem Branhama: nie mógł przecież zostać zwiedziony ktoś, kto ma dar rozeznania. Praktyczne owoce tego wszystkiego były zdumiewające: „głusi i niemi, ślepi, chorzy na najrozmaitsze choroby byli uzdrawiani i zostało spisanych tysiące świadectw”[395].

Jego zwolennicy widzą w posłudze brata Branhama moment przełomowy dla całego doświadczenia pentekostalnego XX wieku. „Działanie Ducha, które rozpoczęło się w maju 1946 roku, objęło później także wielkie Kościoły ludowe i wszystkie inne chrześcijańskie wyznania”, dlatego właśnie „od tego czasu odbywają się powszechne, ponadwyznaniowe ewangelizacje […] i uroczystości charyzmatyczne”. Wszystko to jest znakiem, że mamy do czynienia z „końcowymi wydarzeniami historii zbawienia”[396]. Jakkolwiek już w czasie reformacji nastąpiło wielkie przebudzenie, to jednak „dopiero po drugiej wojnie światowej ruch zielonoświątkowy stał się najszybciej rosnącą społecznością wiary”[397], a zbawczą kulminacją tych czasów była niezwykła interwencja Boga w dzieje świata w postaci objawienia się Williama Branhama. „Bóg uczynił coś wykraczającego poza granice zwyczajności […]. Bóg przyszedł znowu do ludzkiego ciała i powiedział: «Muszę im to pokazać jeszcze raz» […]. Zstąpił i posłał więcej niż proroka […]. Jak Jan Chrzciciel został wysłany jako poprzednik pierwszego przyjścia [Jezusa], tak William Branham został wysłany jako poprzednik Jego drugiego przyjścia”[398].

Szczególną cechą posługi W. Branhama, która od jego czasów rozprzestrzeniła się w zgromadzeniach pentekostalnych (szczególnie spopularyzowana została w stylu nabożeństw J. Wimbera), było publiczne diagnozowanie chorób w czasie masowych spotkań z modlitwą o uzdrowienie[399]. W wydaniu Branhama był to „dar w lewej ręce” (odczuwał specjalne wibracje), za pomocą którego mógł rozpoznawać lub odkryć choroby, na które cierpieli ludzie. Był to „nadnaturalny znak dla zbudowania całego zgromadzenia”. Rozpropagowane później w ruchu pentekostalnym modlitwy o wydłużenie ręki lub nogi też mają swoje precedensy w posłudze Branhama[400]. Stał się on centralną postacią, na której wzorował się cały szereg pentekostalnych ewangelistów uzdrowieniowych[401]. Następnym nadnaturalnym „wyposażeniem mocą” dla skutecznego pełnienia Bożego posłannictwa był „dar odczytywania myśli i rozpoznawania zdarzeń z wcześniejszego życia danej osoby”. Oba dary, „dar w lewej ręce” i „dar odczytywania myśli”, oceniane były przez zwolenników Branhama jako „doskonałe”: „chyba żadna istota ludzka do tej pory tak tego nie wypełniała”. Jego posługa opierała się na tym, że nieustannie odczuwał obecność Ducha Świętego i Jego oddziaływanie. Wydawało się, że sam cudotwórca „pod namaszczeniem”, które uruchamiało duchowe dary, „przenika przez zasłonę swego ciała do świata duchowego”[402].

Nie mogło zabraknąć elementu ponaddenominacyjnego i eschatologicznego. Jak to zwykle przy takich okazjach bywa, wysłannik nieba zapowiedział Branhamowi, po pierwsze, że owoc jego posługi poruszy wszystkie narody i doprowadzi lud Boży do jedności ducha, tak że będzie „jednym sercem i jedną duszą”, a po drugie, że Jezus niedługo już przyjdzie[403]. Chociaż W. Branham początkowo został ordynowanym kaznodzieją baptystów, to później nie należał do żadnej denominacji, a to dlatego, aby w żaden sposób nie ograniczyć swojego wpływu na „wszystkie dzieci Jezusa”[404]. Przyciągał ludzi z rozmaitych wyznań, a „ludzie z wielu Kościołów podczas tych zgromadzeń łączyli się w jedno”[405]. Chętnie uczestniczył w spotkaniach organizowanych przez pastorów rozmaitych wyznań protestanckich, jako że chrześcijanie „powinni zapomnieć o różnicach, a raczej jednoczyć się, być jednego serca i jednej myśli, by w ten sposób przygotować się na bliskie przyjście Chrystusa”[406], i chociaż chodzą do różnych kościołów, to „równocześnie powinni mieć społeczność między sobą”[407].

Z drugiej jednak strony Branham przedziwnie zmieniał front, gdy chodziło o publiczne porównanie jego własnej posługi ze „starymi Kościołami”. Wtedy okazywało się, że tam gdzie pobożność jest bardziej tradycyjna, tam panuje „duch Kaina”, czyli „duch religijności”. I chociaż katolicy i protestanci mogą mieć różne wyobrażenia na temat fundamentu Kościoła, to jednak chrześcijaństwo opiera się naprawdę na skale objawienia wewnętrznego: „ludzie będą się temu przeciwstawiać, lecz nic nie są w stanie zrobić”[408]. Deklaracje o jedności chrześcijan przybierały wtedy bardziej konkretne kształty: „Mamy Kościół kainowy, Kościół cielesny i mamy Kościół duchowy, do którego trzeba się na nowo narodzić, w którym jest objawienie ze znakami i cudami. Jest duch Kaina i Duch Chrystusa. Musicie sami wybrać”[409]. Głoszona jedność wszystkich uczniów Jezusa zmaterializowała się praktycznie w powstaniu kolejnego ruchu pentekostalnego o ambitnej nazwie „Biblijnie wierzący” ( Bible Believers), realizującego prorocze wizje Branhama: prawdziwi apostołowie będą rządzić Kościołem przez zakładanie niezależnych, wolnych Kościołów, oddzielonych od dotychczasowych, zepsutych denominacji. Sam Branham nauczał, że zorganizowanie chrześcijaństwa w wyznania jest zapowiedzianym znakiem apokaliptycznej bestii (por. Ap 13,17)[410].

Wpływ Branhama jest jednak szerszy, niż wskazywałyby na to raczej skromne rozmiary grona jego bezpośrednich zwolenników (w tym również w Polsce). Wywarł on znaczące piętno na całym stylu Ruchu „Deszcz Jesienny” ( The Latter Rain Movement) drugiej połowy lat czterdziestych, upowszechnił myśl, że proroctwo zawarte w Księdze Joela 2,23 odnosi się do dwudziestowiecznego pentekostalizmu, oddziaływał na takich głosicieli, jak Kenneth Hagin czy Paul Cain, którzy do dzisiaj uważają go za wielkiego męża Bożego i proroka[411], wprowadził też ideę „Objawienia Synów Bożych” ( Manifest Sons of God), która znalazła tylu amatorów na przełomie XX i XXI wieku[412]. Ciekawe, że przekonania o darze proroczym brata Branhama nie zmienił fakt, że głosił on, że do roku 1977 wszystkie wyznania zostaną wchłonięte przez Światową Radę Kościołów, Rada zaś – przez Kościół rzymski, wtedy nastąpi porwanie sprawiedliwych i zniszczenie grzesznego świata[413].

W pierwszej fazie swojej działalności Branham kładł silny nacisk na uzdrowienia i cuda w stopniu wcześniej niespotykanym. W nich widział środek do ewangelizacji w mocy: „W jaki sposób poselstwo Ewangelii mogłoby – w tym krótkim czasie przed przyjściem Jezusa – dosięgnąć obecnego pokolenia? Przez manifestację mocy Bożej!”[414].

– dewiacje doktrynalne

Pomimo zdumiewającej liczby świadectw o uzdrowieniach i niespotykanych fenomenach towarzyszących jego posłudze nie mniejszą liczbę świadectw można zebrać o radykalnym odejściu teologicznym od najbardziej nawet liberalnie traktowanej tradycji chrześcijańskiej. Nauki Branhama o naturze Boga dość dobrze odzwierciedlone są w następujących fragmentach jego dzieł:

„Trójca (absolutnie niebiblijne słowo) miała swoją podstawę w rzymskim wielobóstwie, ponieważ Rzymianie mieli wielu bogów, [a przecież] jak mogą być trzy osoby w jednym Bogu? Nie tylko że nie ma do tego żadnej podstawy w Piśmie, ale wskazuje to na brak inteligentnego rozumowania”[415].

W równie wielkim stopniu mogą zdumiewać jego nauki o Kościele katolickim, zdecydowanie wykraczające poza krytyczne niekiedy opinie innych członków ruchu pentekostalnego:

„Kościół upiera się, że jest prawdziwym Ciałem Chrystusowym i że jego papieże są namiestnikami Chrystusa. Jest on całkowicie zwiedziony przez diabła, a nawet stał się zwodzicielem innych. Jest oblubienicą szatana i zrodził swoje fałszywe religie […]. Plądrował i niszczył. Obalał sztukę, niszczył wiedzę i nie stworzył nic prócz śmierci […]. Ten Kościół z Rzymu jest pogański i zły”[416].

Spadkobiercy Branhama kontynuują pracowicie taki styl prezentacji Kościoła katolickiego. Według jednego z nich, misjonarza Ewalda Franka: „jednostki Hitlera SS były organizowane i prowadzone przez jezuitów w mundurach, do których należał także Goebbels”[417], a gdy w Oświęcimiu „w niebo unosił się dym z pieców gazowych, w [obozowej] kaplicy unosił się zapach kadzidła i odmawiano modlitwy «w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego»”[418].

Nie lepiej powiodło się pod względem duchowym, w ocenie Branhama, wyznawcom z niekatolickich Kościołów chrześcijańskich: „życie, które było w Kościołach, zostało zjedzone przez pasożyty i ich teologie; co pozostawili luteranie, zjedli kalwiniści, a co zostawili kalwiniści, zjedli anglikanie […], po metodystach zjedli resztki baptyści – [i tak] całe życie uszło z Kościołów”[419]. Obraz całości jest więc niezbyt zachęcający: „Kościół wpadł w totalne ciemności. Tak jest. To jest koniec. To pokolenie nie przeminie, dopóki się wszystko nie wypełni”[420].

Branham podchodził niekonwencjonalnie także do sprawy formuły chrztu. Nie przejmując się zupełnie opinią dwudziestu wieków chrześcijaństwa, bezceremonialnie stwierdził: „Jeśli ktoś utrzymuje, że otrzymał objawienie, aby chrzcić ludzi w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, to jest to sprzeczne ze słowem”[421]. Branham nie czuł się specjalnie związany opiniami poprzedzających go pokoleń wierzących. W jego mniemaniu do rozeznania prawdy w najistotniejszych nawet kwestiach całkowicie wystarczał mu jego osobisty związek z Bogiem i uzyskana na tej drodze pewność. „Kiedy czytałem słowo, zostałem uzdolniony przez Ducha Świętego, aby oglądać rozwijający się wzór [historii świata]”[422]. Czyż nie miał do dyspozycji objawienia nieomylnego słowa Bożego i daru nieomylnego Ducha Bożego?

„Kościół żywego Boga nie jest zbudowany dzięki wykształceniu uniwersyteckiemu ani na wyznaniu wiary niektórych ludzi, lecz na objawieniu słowa Bożego, na duchowym objawieniu, które przychodzi od Boga z nieba na pojedynczych ludzi”[423].

Kolejne fragmenty myśli zaczerpnięte z dzieł Branhama ilustrują jego poglądy na tematy bardziej doczesne. Oto przykład kryteriów, jakich używał dla rozeznania moralnej wartości kobiet: „jak długo kobieta obcina swoje włosy, nie dbam o to, jak świątobliwie postępuje i ile ma umiejętności, dla mnie pomimo to jest przewrotna”[424]. Gdy Branham „w czasie wizji widział straszne zepsucie i moralny stan całego świata”, to jednym z przejawów było to, że „niewiasty zaczną opuszczać swoje miejsce i zostanie im udzielone prawo do głosowania”[425].

„Adam został stworzony na podobieństwo Boże. Jako syn Boży nie mógł być kuszony i upaść. To było niemożliwe. Więc Bóg wyjął z mężczyzny produkt uboczny, aby spowodować upadek. Kobieta nigdy nie wyszła wprost z ręki Bożej jako autentyczny produkt Boży […]. Żadna inna samica w stworzeniu nie mogłaby być [tak] niemoralna”[426].

Zdumiewają także niecodzienne poglądy Branhama na temat kultury i nauki. Zacząć można od skromnego cytatu: „Teraz człowiek lata samolotami odrzutowymi. […]. Zrobiła to nauka, a pochodzi to od diabła”[427], ale myśli wyrażających podobne intuicje jest znacznie więcej.

„Kain odszedł sprzed oblicza Pańskiego i zaczął pracować naukowo […]. Nauka, wykształcenie, miasta, kultura. To jest od diabła. Kto to rozpoczął? Diabeł. Od kogo to pochodzi dzisiaj? Od diabła”[428].

Nic więc dziwnego, że jeśli – jak Branham zaobserwował – „kobiety ulegają zwyrodnieniu w tych ostatecznych dniach”, to wyjaśnienie tego zagadnienia jest proste: „Z jakiego powodu? Ponieważ więcej pracujemy naukowo”[429].

* * * * *

Historia dwudziestowiecznego fundamentalizmu wraz z nieodłącznym antyintelektualizmem dostarczyła wielu przykładów pogardy dla rozumu i wzajemnego przeciwstawiania wiary i wiedzy ludzkiej. Są to kategorie myślenia, przed którymi przestrzegali w XVIII wieku ojcowie-założycie ewangelikalnych przebudzeń, J. Edwards i J. Wesley. Stopniowo jednak doszło do sytuacji, w której przez długie dziesięciolecia górę brała opcja obskurancka. Stało się tak wskutek systematycznego podważania autorytetu wykształconego duchowieństwa i coraz powszechniejszego traktowania Biblii jako tekstu w sposób oczywisty zrozumiałego i dostępnego dla najprostszego nawet umysłu, otwartego na indywidualne natchnienia i objawienia. Rozpoczęto drogę w kierunku wersji fundamentalizmu zamkniętej na nowoczesny sposób myślenia, czego skutki do dziś nie w pełni zostały przezwyciężone, a jednym z przykładów jest postawa W. Branhama.

Na szczęście prehistoria pentekostalizmu zawiera również całkiem inne akcenty. Można w niej znaleźć bardzo jasne kryteria rozeznania tego, co pochodzi od Boga, i tego, co jest duchowym zwiedzeniem albo zwyczajnie religijnym dziwactwem. Dlatego w następnym rozdziale prześledzimy te wątki historii korzeni pentekostalizmu, które nie tylko nie straciły swojej aktualności do dziś, ale w naszych czasach mogą nawet szczególniej zajaśnieć jako światło w odróżnianiu ziaren odnowy przyniesionej przez Ducha od plew fanatyzmu, odstępstwa i po prostu religijnego nonsensu.