piątek, 13 stycznia 2012

Milenarystyczna ucieczka CZ. 2


Wielka improwizacja

Zupełnie inne treści proponuje „prorokini” rychłej apokalipsy przedstawiająca się jako Mary Jane Even z Lincoln w Stanach Zjednoczonych. Jej przepowiednie i cały ruch powstały wokół nich są typowe dla milenaryzmu grup przyznających się do katolicyzmu, choć będących często na marginesie Kościoła katolickiego i nierzadko wpadających w konflikty z jego oficjalnymi przedstawicielami. Zwykle grupy te gromadzą się wokół jakiegoś „widzącego”, który staje się przekazicielem orędzi pochodzących rzekomo od świętych, aniołów, Matki Bożej, czy wreszcie Osób Boskich. Następnie przekazy te są rozpowszechniane przy pomocy publikacji, kaset, filmów video i w ten sposób docierają do określonych kręgów katolickich zainteresowanych wszystkim, co ma posmak nadzwyczajności, cudowności. W wielu krajach istnieją specjalne wydawnictwa rozpowszechniające wyłącznie lub prawie wyłącznie ten typ publikacji. Rzadko kiedy grupy takie odrzucają Kościół katolicki jako taki. Zwykle kontestują one, w imię wierności „prawdziwej nauce Chrystusa”, to wszystko, co postrzegają jako „zdradę Ewangelii”. Elementem typowym, który przedstawia się jako znak zepsucia jest, udzielanie Komunii świętej na rękę.
O tej „zniewadze” mówi także „Chrystus” do Mary Jane Even. Malując zatrważający stan chrześcijaństwa i świata, przesłania przedstawiają także dokładną scenerię bliskiego już „Wielkiego Wydarzenia”, którą to nazwą określa się początek panowania Chrystusa na ziemi. Jak poznać, że ów czas nadszedł? Ano po straszliwych wydarzeniach, których scenariusz jest klasyczny dla tego typu literatury: Ojciec Święty będzie musiał uciekać z Watykanu, ale będzie chroniony. Zostanie wybrany Antypapież, Stolica Piotrowa zostanie przeniesiona do Jerozolimy. Antychryst zapanuje nad światem. Następnie zacznie się wojna i nastąpi upadek gospodarki8. Dalszy ciąg zapowiadanych wydarzeń przypomina filmy ostatnich lat - przepowiednie powstały w latach 1995-1997 — „Armaggedon” czy „Dzień Niepodległości” oraz wykazuje fascynację pojawiającą się kometą Hale-Boop. I tak „Chrystus” informuje przez wizjonerkę, że pojawi się wielka biała chmura, która okryje całą ziemię. Wtedy to wielka kometa uderzy w naszą planetę, a dokładniej w półkulę zachodnią, podniesie się olbrzymi tuman pyłu, który zniszczy roślinność. Wystąpią trzęsienia ziemi, które będą miały - jak to zostaje określone precyzyjnie - od 8,6 do 10 stopni w skali Richtera. Lecz to będzie jedynie początek. Pojawi się horrendalna plaga insektów, wybuchnie wojna nuklearna i wszelkie inne możliwe do wyobrażenia katastrofy, których tutaj z braku miejsca nie będę opisywał. Przepowiednie nie ograniczają się jedynie do odmalowania wizji przyszłych zniszczeń. „Jezus” przekazuje też wiele bardzo precyzyjnych rad, jak przetrwać te apokaliptyczne katastrofy. I tak na przykład w związku z tym, że po tych wszystkich wymienionych katastrofach nastąpi czas działania diabelskiego, należy np. trzymać okna szczelnie zamknięte i zasłonięte, żeby nie słyszeć jęków diabelskich dochodzących z ulicy. Naturalnie trzeba także zgromadzić sporo żywności, gdyż wtedy nie da się jej kupić. Tego typu praktycznych i konkretnych wskazówek znajdziemy w tekście dużo. Jawi się jednak podstawowe pytanie: kiedy to wszystko się stanie? Otóż wszystko ma się zdarzyć przed końcem wieku9.
Rodzi się pytanie, jak można w ogóle wierzyć w rzeczy, które już przy pobieżnej lekturze, ba, nawet przy przeczytaniu zamieszczonego powyżej streszczenia, jawią się jako niedorzeczne? Piszący te słowa stanął przed tym pytaniem, rozmawiając z paroma grupami osób zafascynowanych przesłaniami Mary Jane Even. Nieskuteczność wszelkiej racjonalnej argumentacji oraz pojawiające się nieustannie w dyskusji wątki oskarżycielskie wobec świata i społeczeństwa wskazywały na źródło wiary w wizje przekazywane przez amerykańską wizjonerkę. Zanim spróbujemy je określić, przedstawmy jeszcze jeden przykład milenarystycznego myślenia.
Przed równie dużymi wątpliwościami, co czytelnicy wizji Mary Jane Even, stanęły osoby słuchające jakiś czas temu w Niemczech dwóch podających się za proroków przedstawicieli tak zwanego Ruchu z Kansas City: Paula Caine'a i Mike Bickle'a. Oczywiście ich „proroctwa” były zasadniczo różne od tych Mary Jane Even, ale zawierały także wiele elementów milenarystycznych. Obaj „prorocy” pozostaliby zapewne nieznani, gdyby nie ich rozpoczęta w latach osiemdziesiątych współpraca z Wspólnotą Vineyard, kierowaną przez znanego na całym świecie Johna Wimbera. Zaznaczmy od razu, że ten bardzo znany także w Polsce lider przyjął dość szybko postawę krytyczną wobec rzekomych proroctw obu wymienionych panów. Problem stał się głośny, gdy Caine i Bickle rozpoczęli podróże po Europie. Uczestnictwo w kongresie w Londynie w 1990 r., potem w Nürnbergu w roku 1992 i wiele innych spotkań wzbudziło poważne wątpliwości zarówno w szeregach Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej w Niemczech, jak i środowisk protestanckich10. Zaniepokojenie wzbudziła, z jednej strony, ilość „proroctw” (np. Caine potrafił przekazać ich w trakcie jednego kongresu kilkaset), a z drugiej strony — silne wątki apokaliptyczno-milenarystyczne. Powracały sformułowania, że to w naszych czasach rozpoczęła się ostatnia faza historii Kościoła, to pokolenie jest ostatnim11. Nie brakło też wypowiedzi o zwycięskim Kościele ostatnich dni, a sam Caine uważał się za proroka właśnie tego ostatniego czasu. Odnowa Charyzmatyczna w Niemczech zaniepokojona zamieszaniem, które czyniły wypowiedzi „proroków”, powołała specjalną komisję, która prowadząc dialog z Caine'em i Bickle'em oraz z Wimberem, przedstawiła krytyczną ocenę tychże „proroctw”, akcentując przede wszystkim ich niebiblijność. Prace komisji oraz opublikowany dokument w tej sprawie mogą służyć za wzór rzetelnego rozeznawania rzeczy.

Bojaźń, drżenie i ucieczka

Zaprezentowany przegląd postaw i poglądów milenarystycznych pozwala na pewne uwagi natury ogólniejszej. Tym, co przede wszystkim i najpierw uderza każdego, kto przygląda się milenarystycznym prądom obecnym w kulturze przełomu wieków, jest ich ponadkonfesyjność. Oczekiwanie rychłego nastania nowego porządku, nowego królestwa, nowej ery, chociaż rzeczywistości te są przeróżnie rozumiane, obejmuje swym zasięgiem nie tylko jakieś wybrane tzw. „sekty milenarystyczne” - czyli nowe ruchy religijne bądź magiczne szczególnie podkreślające motyw gwałtownej przemiany w dziejach świata, zwykle połączonej z jakąś kosmiczną katastrofą. Również w łonie wielkich wspólnot chrześcijańskich istnieją środowiska czy nurty, które propagują taką milenarystyczną wizję dziejów świata. W kręgach katolickich posłań podobnych do tych, które wyszły z ust Mary Jane Even, można naliczyć parę setek. Z pewnością nie bez wpływu na taki stan rzeczy pozostają treści proponowane przez kulturę ostatnich lat, szczególnie mocno nasyconą wątkami katastroficzno-apokaliptyczno-milenarystycznymi. Wystarczy choćby chwilę zastanowić się nad obecnością wątków apokaliptyczno-milenarystycznych w programach polskich stacji telewizyjnych. Znajdujemy je choćby w serialach „Z archiwum X” czy „Milenium”. Wiele filmów katastroficznych, napompowany przez media do niebotycznych rozmiarów problem tzw. pluskwy milenijnej i straszenie w związku z tym możliwością przerw w dostawach prądu i żywności czy wreszcie rzekomo poważne dyskusje na temat dziury ozonowej, efektu cieplarnianego czy możliwości zderzenia ziemi z jakimś ciałem niebieskim dopełniły obrazu niepewności. Nie można oczywiście lekceważyć żadnego z tych problemów, ale rozdrapywanie ich w mediach — na oczach widzów, słuchaczy czy czytelników — bardziej zaciemniało wymienione zagadnienia, niż je wyjaśniało. Czy jednak można wyjaśnić całe milenarystyczne zawirowanie wpływem produkcji kultury bardziej lub mniej masowej?
Wydaje się, że milenaryzm propagowany przez ruchy religijne i magiczne oraz żywe zainteresowanie treściami apokaliptyczno-milenarystycznymi we współczesnej kulturze mają wspólne źródło. Jest nim lęk przed światem, zmianami w naszej cywilizacji, przed tym, co wydaje się jego upadkiem moralnym, kulturalnym czy społecznym. Norbert Baumert wyraża tę prawdę językiem religijnym: Powstają obrazy ostatecznych kosmicznych katastrof, tak jak są one przedstawione w Objawieniu świętego Jana. Odpowiednie obrazy i filmy mają za zadanie wywoływać fantastyczne wyobrażenia i uczucia lęku. Baumert mówi o tym, że w dzisiejszym świecie uwaga przesuwa się ze zbawienia świata na jego zagładę12. Człowiek dzisiaj zaczyna się coraz bardziej obawiać o siebie, o swoją rodzinę, o przyszłość, której nie potrafi przewidzieć lub która niesie mu wiele zagrożeń. Rewolucja technologiczna, zmiana w strategiach zarządzania, wejście w Age of Access, której pojawienie się wieści tzw. nowa ekonomia, doprowadzi do wielu zmian w strukturze zarządzania, zatrudnienia czy generalnie myślenia o gospodarce. Kulturowy czy kulturalny kapitalizm przyniesie nowe wyzwania i nowych pokrzywdzonych13. A jeśli rzeczywistość brutalnie falsyfikuje oczekiwania, które osoba bądź grupa wiązały z przemianami świata, rozczarowanie będzie w takim przypadku potęgować przekonanie o nieuchronnym końcu cywilizacji, o zagładzie kosmicznej.
Lęk związany z przemianami cywilizacyjnymi potęgowany jest przez brak poczucia sensu albo raczej nadmiar propozycji jego znalezienia, tak typowy dla ponowoczesnego społeczeństwa. Miasto, które staje się typowym środowiskiem życia człowieka końca XX w., jest przestrzenią obcości, osamotnienia. Przestrzenią, w której można się błąkać, marząc o domu - miejscu pewności, bycia u siebie, znalezienie sensu14. Łatwo wtedy odnaleźć sens w głoszeniu apokalipsy, która chociaż jest przesycona pragnieniem nowej rzeczywistości, to jednak akcentuje nieuchronność zagłady tego, co istniejąc dokoła, niesie zagrożenie. Przepowiadanie bliskości nadejścia królestwa i Króla pozostaje jedynie na poziomie krzyku przerażenia, który wyraża ból braku zgody na świat wokół nas, lecz nie osiąga nigdy radości wezwania z Janowej Apokalipsy, wezwania — Maranatha, Przyjdź, Panie Jezu!


Piotr Jordan Śliwiński OFMCap




Piotr Jordan Śliwiński OFMCap — kapucyn, od ośmiu lat kapłan, dr filozofii, autor m.in. książki „Kraina Wodnika i okolice”, ostatnio pod jego redakcją ukazała się praca „W oczekiwaniu na królestwo. Nadzieje związane z końcem tysiąclecia”. Publikował w „Przeglądzie Powszechnym”, „Przewodniku Katolickim”, „Drogami sekt i kultów” i „Więzi”.


1 O wyborze takiej terminologii pisałem już w: Kraina Wodnika i okolice, Poznań 1998, s. 8nn.
2
Ostatnio ukazał się artykuł: Henryk Cisowski, „Czy tysiąc równa się tysiąc - czyli apokaliptyczna matematyka”, w: P. J. Śliwiński (red.), „W oczekiwaniu na Królestwo. Nadzieje i obawy związane z końcem tysiąclecia”, Kraków 2000, s. 51-88.
3
Krzysztof Witko, „Millenaryzm w pierwszych wiekach chrześcijaństwa”, „Tarnowskie Studia Teologiczne” 19 (2000) s. 5.
4
Przegląd stanowisk w starożytności chrześcijańskiej prezentuje: Dariusz Kasprzak, „Milenaryzm: Ziemski raj tylko dla wybranych sprawiedliwych - okres patrystyczny”, w: P. J. Śliwiński (red.): „W oczekiwaniu...”, s. 89-124.
5
„Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi”, New York 1990, s. 159.
6
Tamże, s. 141.
7
Na temat Heaven's Gate informacje zaczerpnąłem z: R. W. Balch, „Waiting for the Ships. Disilusionment and the Revitalization of the Faith in Bo and Peeps UFO cult”, w: J. R. Lewis (red.), „The Gods Have Landed. New Religions from Other Worlds”, New York 1995, s. 137-166; Massimo Introvigne, „Heaven's Gate”, Torino 1997.
8
M. J. Even, „Il Grande Avvertimento”, Udine 1998, s. 7.
9
Tamże, s. 30.
10
Wolfgang Bühne, „Die Propheten kommen”, Bielefeld 1995, s. 15-68; Norbert Baumert, „Endzeitfieber? Heutige Propheten und biblische Texte im ökumenischen Dialog Münsterschwarzwach 1997.
11
Wszystkie wypowiedzi za: Norbert Baumert, dz. cyt.
12
Norbert Baumert, j. w., s. 13.
13
Jeremy Rifkin, „L'era dell'accesso”, Milano 2000.
14 Zygmunt Baumann, „Wśród nas, nieznajomych - czyli o obcych w (po)nowoczesnym mieście”, w: Anna Zeidler-Janiszewska (red.), „Pisanie miasta-czytanie miasta”, „Studia Kulturoznawcze” nr 8, Poznań 1997, s. 147nn; Richard Sennet, Ciało i kamień. Człowiek i miasto w cywilizacji Zachodu”, tłum. Magdalena Konikowska, Gdańsk 1996, s. 280-297.


KONIEC

Milenarystyczna ucieczka CZ. 1


TEKST POCHODZI Z WIĘŹ nr 12/2000 Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Milenarystyczna ucieczka

Koniec każdego roku jest odpowiednim czasem na zabawy w plebiscyty. Koniec wieku potęguje zabawę — wybór wszak jest większy, a cóż dopiero powiedzieć o — w końcu dość rzadkim — momencie końca tysiąclecia? Plebiscyty na najlepszego, najlepszą czy wreszcie na jakieś najlepsze dzieło przeprowadza się w prawie wszystkich możliwych do wyobrażenia kategoriach. Jednak myśląc o współczesnym milenaryzmie, będę unikał plebiscytowej koncepcji. Jakie kryteria miałbym przyjąć? Czy należałoby wybrać kryterium tzw. „sekty milenarystycznej” najbardziej niebezpiecznej czy może najstarszej albo najliczniejszej, albo najbardziej potępianej przez opinię publiczną? Żadne z tych kryteriów nie wydaje się sensowne. Zatem plebiscytowa lista sekt najbardziej niebezpiecznych, która niestety przyjęła się u nas jako model w pisaniu o nowych ruchach religijnych, nie wydaje się odpowiednia. Po prostu nic nie wnosi.
Zamiast plebiscytu porządkującego nowe ruchy religijne tzw. milenarystyczne, na rzeczywistości religijne związane z końcem tysiąclecia postarajmy się spojrzeć bardziej scenicznie, teatralnie bądź cyrkowo. Wydaje się bowiem, że łatwiej i jaśniej jest przedstawić te rzeczywistości w paru odsłonach. Są one jakby jednoaktówkami, które zostają zestawione w trakcie jednego wieczoru teatralnego. Coś je łączy - w teatrze zwykle autor - tutaj odniesienie do końca tysiąclecia, lecz i wiele dzieli. Trudno, aby dawały jakiś pełny obraz, ale mogą wskazać na podstawowe mechanizmy, prawidłowości występujące we współczesnym milenaryzmie.
Zanim zanurzymy się w przestrzeń milenarystyczną, potrzebne są pewne uściślenia. Pierwsze z nich dotyczy terminologii. Przede wszystkim nie będę używał nieszczęśliwego, moim zdaniem, określenia „sekty milenarystyczne”. Najpierw dlatego, że sam termin „sekta” ma zabarwienie pejoratywne; dlatego wolę używać innych nazw, jak choćby: nowe ruchy religijne i magiczne1. Dalej sądzę, że nazwa „sekty milenarystyczne” czy nawet „milenarystyczne nowe ruchy religijne” sugeruje, iż milenaryzm jest centralną treścią doktryny danej grupy. Tymczasem oczekiwania milenarystyczne są zwykle jednym z elementów tejże doktryny, często nie zasadniczym.
Wypada jeszcze sprecyzować rozumienie podstawowego terminu, jakim jest milenaryzm. Etymologia tego pojęcia podpowiada nam odniesienie do tysiącletniego królestwa Chrystusa, które będzie zamknięciem ziemskiej historii. Odniesienie to, przejawiające się w usilnej tęsknocie za tym królestwem, która znajduje wyraz zarówno w refleksji teologicznej, jak i konkretnych działaniach religijnych, odwołuje się zwykle do dwudziestego rozdziału Apokalipsy świętego Jana, w którym wielokrotnie pojawia się wyrażenie „tysiąc lat”. Naturalnie nie jest możliwe rozwinięcie tutaj choćby głównych linii interpretacyjnych tego ważnego tekstu, zresztą nie brak, także w języku polskim, odpowiednich opracowań2. Wszakże wskazanie na inspiracje biblijne podpowiada, że milenaryzm sensie ścisłym jawi się jako wyraz judeochrześcijańskiej refleksji nad danymi Objawienia w odniesieniu do paruzji Jezusa Chrystusa3. Prawdziwość takiego określenia potwierdzają dzieje milenaryzmu w starożytności, a zwłaszcza dyskusje na temat tysiącletniego królestwa, które znajdujemy w pismach Ojców Kościoła4. Podobnie analizując pisma milenarystów średniowiecznych jak i nowożytnych zwykle odnajdujemy w nich biblijną, czy też generalnie chrześcijańską inspirację. Sprawa komplikuje się, gdy chcemy określić milenaryzm wyznawany przez nowe ruchy religijne i magiczne. Obok takich, które odwołują się do tradycji chrześcijańskiej, jednak są i takie, które inspirację chrześcijańską odrzucają lub opisy biblijne komentują w sposób magiczny. Musimy zatem poszerzyć rozumienie milenaryzmu i traktować je jako oczekiwanie na radykalną zmianę porządku świata w skutek jakiejś interwencji o charakterze religijnym bądź magicznym, prowadzące do przeżywanego na ziemi czasu szczęśliwości, w którym będzie miała udział jakaś grupa ludzi. Ci wybrani będą się składać wyłącznie z członków grupy (w przypadku ruchów ekskluzywistycznych) albo obejmować szersze kręgi, nawet całą ludzkość. Z kolei tak szerokie rozumienie milenaryzmu może też dotyczyć pewnych wątków obecnych w różnych wielkich religiach.
Niniejsze rozważania w prezentacji milenaryzmu ograniczają się wyłącznie do nowych ruchów religijnych i magicznych oraz do chrześcijaństwa.

Milenarystyczna klasyka

Pierwsza odsłona milenarystycznego spektaklu nie jest i nie może być zaskoczeniem nie tylko dla kogoś, kto zajmuje się nowymi ruchami religijnymi, ale dla każdego, kogo chociaż raz odwiedzili lub zagadnęli Świadkowie Jehowy. „Czy myślał Pan kiedyś o tym, że ten świat przeminie?” - to pytanie, które często jest wstępem do rozmowy o wyczekiwanym Milenium. Jakie ono będzie? Otóż zwycięstwo Jehowy nad złem przejawi się w powstaniu nowego raju na ziemi. Ma on mieć całkiem realne kształty: Nie będzie już nieuczciwych polityków ani chciwych przedsiębiorców, którzy uciskają ludzi. Nie będzie też brzemienia wysokich podatków przeznaczonych na pokrycie kosztów zbrojeń. Nikt nie będzie musiał się obywać bez dobrego pożywienia i wygodnego mieszkania, ponieważ nie może sobie na to pozwolić. Nie będzie bezrobocia, inflacji i wysokich cen. Kłopoty, z którymi dzisiaj się borykają rodziny, przestaną istnieć. Każdy będzie mieć interesującą pracę oraz będzie mógł oglądać owoce swoich wysiłków i się nimi cieszyć5. Marzeniom o takim raju, którym będą kierować sami Świadkowie, towarzyszyło przez wiele lat pragnienie ustalenia daty jego nastania. Tych dat było w historii Świadków Jehowy bardzo dużo i niestety mijały one jedna za drugą, prowokując nowe rozczarowania. Z pewnością na ustalanie kolejnych dat rozpoczęcia się milenium duży wpływ miała prehistoria grupy. Otóż Świadkowie Jehowy wywodzą się z mozaiki grup powstałych po tak zwanym „wielkim rozczarowaniu”. W latach czterdziestych dziewiętnastego stulecia powstał w Stanach Zjednoczonych wielki ruch religijny w łonie protestantyzmu nazwany adwentyzmem. Jego wielkim prorokiem był William Miller. Opierając się na specyficznym rozumieniu tekstów zaczerpniętych przede wszystkim z księgi Daniela, obliczył, że koniec obecnego świata i nastanie panowania Jezusa w sposób widzialny na ziemi rozpocznie się w 1843 r. Później przesunął tę datę na 23 października następnego roku. Ostatnie tygodnie i dni przed tą datą upłynęły pod znakiem prawdziwego religijnego entuzjazmu, nie wyłączając sprzedawania majątków i rozdawania ich biednym. Data oczekiwana minęła, nie przynosząc żadnych oczekiwanych wydarzeń. „Wielkie rozczarowanie” po niespełnionej przepowiedni nie zmniejszyło jednakże aktywności religijnej. Powstało wiele grup, które różnorako tłumaczyły fakt niespełnionego proroctwa. Obok zawiązujących się wtedy różnych grup powoli przyjmujących kształt różnych denominacji adwentystycznych, powstał także zalążek przyszłych Świadków Jehowy, skupionych wokół Charlesa Russella. Ten nie mógł wyzwolić się z modelu zaproponowanego przez Millera i dokonał własnych kalkulacji, w efekcie których ustalił datę rozpoczęcia panowania Chrystusa na ziemi na rok 1914. I ta data nie przyniosła oczekiwanych zmian. Niemniej niespełnienie proroctwa nie zaowocowało zupełnym rozpadem grupy, a jedynie reinterpretacją proroctwa. Według nowej wizji, Chrystus panuje już od 1914 r., ale w sposób niewidoczny i będzie w ten sposób kierował światem przez czas życia pokolenia, które pamięta ów przełomowy rok6. Świadkowie podkreślają dziś, że data rozpoczynająca widzialne nastanie milenijnego królestwa jest bliska, ale wydaje się, że sami traktują tę bliskość dość względnie, skoro podpisują bądź są gotowi podpisać umowy z władzami państwowymi, których ważność określa się na wiele lat (np. niedawno przygotowywana umowa Świadków Jehowy z państwem włoskim ma obowiązywać 10 lat).

Tragedie pomyłek

Miller i Russell mylili się w swych przewidywaniach dotyczących daty nadejścia milenijnego czasu szczęścia na ziemi, lecz ich pomyłki nie prowokowały skrajnie dramatycznych efektów. Niestety nasz umęczony XX w. zakończyła seria tragicznych wydarzeń, które były efektem błędnej interpretacji meandrów historii, interpretacji wypracowanej przez przywódców małych grup religijnych i narzuconej pozostałym członkom tychże wspólnot.
Szczególnie obfitującą ziemią w nowe ruchy religijne jest Afryka. Specyfika kulturowa, jak również krwawe dziedzictwo najnowszej historii wielu państw afrykańskich skutkuje także bogatą mozaiką grup apokaliptycznych i milenarystycznych. Jednym z takich krajów, w którym notowana jest duża proliferacja nowych ruchów religijnych i magicznych, jest Uganda. Znawcy religii ugandyjskich, m.in. Keike Behrend, podkreślają, że w tym afrykańskim kraju na rozwój wielu nowych grup duży wpływ miała i ma sytuacja polityczna oraz stosunek władz do religii. Warto wspomnieć choćby nie tak dawno przecież zakończone krwawe rządy Idi Amin Dada. I to właśnie z Ugandy dotarła 18 marca bieżącego roku informacja o tragedii wielu członków grupy Odnowienie Dziesięciu Przykazań Bożych. W Kanungu, około 200 mil na południowy zachód od stolicy Ugandy Kampali, zginęło w płomieniach kilkuset członków tej grupy, należącej do tzw. afrykańskich Kościołów niezależnych. Szacuje się, że zginęło od 300 do 600 osób, w tym wiele dzieci. Nie wiadomo także, czy podpalenie świątyni, w której członkowie sekty zgromadzili się, można traktować jako zbiorowe samobójstwo czy zabójstwo. Ruch Odnowienie Dziesięciu Przykazań Bożych powstał w 1987 r. Grupa koncentrowała się wokół nie uznanych przez Kościół katolicki rzekomych objawień Maryi i Jezusa przeżywanych przez trzech wizjonerów. Faktycznym liderem grupy był Joseph Kibweteere (ur. 1931). W latach siedemdziesiątych prowadził działalność polityczną, a po przegranych wyborach w roku 1980, rozczarowany brakiem sukcesów, założył własny ruch religijny. Choć nosi tytuł „biskupa”, „kapłana”, a przez niektóre agencje informacyjne nazywany jest „eks-ksiedzem” - brakuje pewnych informacji na temat sprawowania przez niego urzędu pasterza w którymkolwiek z wyznań chrześcijańskich.
Doktryna grupy koncentrowała się wokół krytyki społeczeństwa i wyznań chrześcijańskich jako nie realizujących w pełni zasad ujętych w Dekalogu i wysiłkach w celu „odnowienia” dziesięciu przykazań. Bardzo silne było przekonanie o rychłym końcu świata, o nastaniu milenarystycznego królestwa. Kibweteere zapowiedział początek apokalipsy na 31 grudnia 1999 r., przesunięty następnie na 17 marca 2000. Można przypuszczać, ze grupa przygotowywała się do zbiorowego samobójstwa w dniu 17 marca. W trakcie poprzedzających te datę dni jedna z eks-sióstr należących do grupy obchodziła okoliczne wioski, zapowiadając przyjście Matki Bożej.
Choć dysponujemy ciągle niepełnymi danymi na temat tragedii, to jednak uderza już teraz tragiczne żniwo nie spełnionego proroctwa, jakby wymuszenie spełnienia przepowiedni według schematu - jeśli zapowiadany raj się nie urzeczywistnia, uciekajmy z tego potwornego świata.
Ugandyjska tragedia nie jest niestety wydarzeniem osamotnionym. Jeśli cofniemy się parę lat do roku 1997, przypomnimy sobie zbiorowe samobójstwo innej milenarystycznej grup Heaven's Gate7. Także w tym przypadku ocieramy się o wybór, którego przyczyny tkwią w rozczarowaniu lidera grupy do światopoglądu proponowanego przez szeroko rozumiany New Age. Początki grupy trzeba widzieć wiele lat przed tragiczną śmiercią kilkudziesięciu jej członków. Para fundatorów wspólnoty: Marshall „Herff” Appelwhite i Bonnie Lu Trousdale Nettles fascynowała się ezoteryzmem szczególnie rozwijającym się w Stanach Zjednoczonych w latach siedemdziesiątych dwudziestego stulecia. Ich spotkanie w 1972 r., a następnie związek doprowadza do powstania grupy. Doktryna proponowana przez tę parę, a po śmierci Nettles w 1985 r. rozwijaną przez Appelwhite, jest mieszaniną poglądów typową dla ruchów wywodzących się z parareligijnej magmy newageowskiej. Elementy dalekowschodnie współgrają z nową, rzekomo „naukową” interpretacją Biblii, a zaczerpnięte z myśli teozoficznej przekonanie o specjalnej roli ducha przewodnika łączy się ze specyficznymi praktykami ascetycznymi. Dominantą doktrynalną jest jednak wiara w bliskie nastanie nowej ery, którą będzie zwiastować przybycie na ziemię ufoludków. Do tego zwrotnego momentu historii ludzkość powinna się przygotować. Aby tego dokonać, grupa zainicjowała rodzaj szkoły prowadzącej do przemiany osobowości w „nowego człowieka”. Członkowie przyjęli nowe imiona, ubierali się w stroje niwelujące różnice płciowe. „Wychowanie” było bardzo drobiazgowe. Uczono się nawet, jak należy optymalnie trzymać maszynkę do golenia. Przygotowania do nadejścia upragnionej nowej ery trwały, ale nie następowały żadne zmiany na ziemi ani w kosmosie, które miałyby świadczyć, że upragniony czas już nadszedł. Narastało rozgoryczenie wobec New Age, zwłaszcza Appelwhite'a. Świadczą o tym niektóre jego zachowane wypowiedzi z lat dziewięćdziesiątych. Zawód potęgował fakt, że próba zainteresowania społeczeństwa ich doktryną spaliła na panewce. Momentem przełomowym było ukazanie się w 1997 r. komety Hale-Boop. Appelwhite zinterpretował to kosmiczne zjawisko jako wezwanie do „wstąpienia” do innej rzeczywistości, czego wyrazem stało się zbiorowe samobójstwo 39 członków grupy w willi położonej w San Diego w Kalifornii.

KONIEC CZ. 1 / 2

WSZCZEPIENI W KOŚCIÓŁ


Jan Paweł II
WSZCZEPIENI W KOŚCIÓŁ

Przemówienie wygłoszone podczas IV Międzynarodowej Konferencji Liderów Odnowy w Duchu Świętym 7 maja 1981 roku w Rzymie.

Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie,
W radości i pokoju Ducha Świętego witam was wszystkich, przybyłych do Rzymu na IV Międzynarodową Konferencję Liderów Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej i modlę się, by łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym były z wami wszystkimi (2 Kor 13, 13).

Odnowa szansą dla Kościoła i świata

Wybór Rzymu na miejsce Konferencji jest szczególnym znakiem tego, że rozumiecie znaczenia zakorzenienia w katolickiej jedności wiary i miłości bliźniego, której widzialnym centrum jest Stolica Piotrowa. Poprzedza was dobra sława, podobna sławie umiłowanych przez Piotra Filipian; ona sprawiła, że List do nich rozpoczął Apostoł słowami, które z radością powtarzam: Dziękuję Bogu mojemu, ilekroć was wspominam... A modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i bardziej w głębszym poznaniu i wszelkimi wyczuciu dla oceny tego, co lepsze, abyście byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa (Flp 13, 9-10)
W 1975 roku czcigodny mój poprzednik Paweł VI przemawiał tu, w Rzymie, do Międzynarodowego Kongresu Charyzmatycznego i podkreślił trzy wyróżnione przez św. Pawła zasady rozeznania, zgodne z nakazem: Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie (1 Tes 5, 21). Zasadą pierwszą jest wierność prawdziwej nauce wiary, cokolwiek sprzeciwia się jej, nie pochodzi od Ducha. Drugą zasadą jest przywiązywanie wagi do większych darów - darów, które dane są, aby służyły wspólnemu dobru. Trzecią zasadą jest dążenie do miłości bliźniego - ona jedynie prowadzi chrześcijanina do doskonałości. Jak mówi Apostoł: Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości (Kol 3, 14). Jest ważne nie mniej, bym teraz i ja wobec was, których Bóg powołał, abyście służyli Odnowie jako jej liderzy, podkreślił te fundamentalne zasady. Papież Paweł VI określił ruch Odnowy w Duchu Świętym jako "szansę dla Kościoła i świata", a sześć lat, jakie minęły od tamtego Kongresu, potwierdziło nadzieję, która zrodziła jego wizję. Kościół dostrzegł owoce waszego oddania modlitwie, pogłębionego dążenia do świętości i miłości Słowa Bożego. Ze szczególną radością zauważyliśmy sposób, w jaki liderzy Odnowy rozwijali coraz szerszą wizję Kościoła i czynili wysiłki, by wizja ta stawała się coraz bardziej rzeczywistością dla tych, których oni prowadzą. Widzieliśmy również przejawy waszej wielkoduszności w sprawiedliwym i miłosiernym dzieleniu się Bożymi darami z nieszczęśliwymi tego świata tak, aby wszyscy ludzie mogli doświadczyć bezcennej godności, jaką mają w Chrystusie. Niech rozpoczęte w was dzieło miłości zostanie uwieńczone powodzeniem! (por. 2 Kor 8, 6.11) Pamiętajcie tutaj o słowach, z jakimi Paweł VI zwrócił się do waszego zjazdu w Roku Świętym: "Miłość nie zna granic. Ubodzy, potrzebujący, strapieni i cierpiący, na całym świecie i bliscy na wyciągnięcie ręki, wzywają was, bracia i siostry w Chrystusie, prosząc o dowód miłości, o słowo Boże, o chleb, prosząc o życie".

Dawanie przykładu modlitwy

To dla mnie wielka radość mówić z serca do was, przybyłych tu z całego świata na Konferencję, której celem jest umocnienie się w wypełnianiu wiodącej roli w Odnowie Charyzmatycznej. Szczególnie chciałbym podkreślić potrzebę wzbogacenia i upraktycznienia wizji Kościoła, wizji posiadającej tak istotne znaczenie dla Odnowy na tym etapie jej rozwoju.
Pierwszorzędnym zadaniem lidera jest dawanie przykładu modlitwy we własnym życiu. Z ufną nadzieją i baczną troską winien dbać o to, by ci, którzy szukają duchowej odnowy, poznali i doświadczyli mającego wiele postaci dziedzictwa modlitwy Kościoła: medytacji słowa Bożego, gdyż "nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa", jak twierdzi św. Hieronim; otwarcia się na dary Ducha, bez przesadnej koncentracji na darach nadzwyczajnych; naśladowania przykładu samego Jezusa przez znalezienie czasu na samotną modlitwę przed Bogiem; głębszego wejścia w cykl liturgiczny Kościoła, zwłaszcza poprzez liturgię godzin kanonicznych; przykładnego sprawowania sakramentów - ze szczególnym uwzględnieniem sakramentu pokuty - które zgodnie z wyrażoną przez Chrystusa wolą, dokonują nowego rozlania łaski; a nade wszystko miłości i rosnącego zrozumienia Eucharystii - ośrodka wszelkiej katolickiej modlitwy. Albowiem, jak wpoił to nam Sobór Watykański II: "Eucharystia przedstawia się jako źródło i szczyt całej ewangelizacji, tak że katechumenów wprowadza się stopniowo do uczestnictwa w Eucharystii, a wierni naznaczeni już znakiem chrztu świętego i bierzmowania, włączają się całkowicie w Ciało Chrystusowe - którym jest Kościół - przez przyjęcie Eucharystii" (por. Presbyterorum ordinis, 5).

Troska o doktrynę

Po drugie, musicie troszczyć się o zapewnienie solidnej strawy duchowej poprzez łamanie chleba prawdziwej doktryny. Miłość objawionego słowa Bożego, spisanego pod kierunkiem Ducha Świętego, stanowi rękojmię waszego pragnienia, aby "trwać przy Ewangelii" głoszonej przez Apostołów. Jest to ten sam Duch Święty - o czym zapewnia nas Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym - który, "aby coraz głębsze było zrozumienie objawienia, darami swymi wiarę stale udoskonala" (5). Duch Święty, który raz w większym, raz w mniejszym stopniu rozdziela dary, jest tym samym Duchem, który natchnął Pismo i wspomaga żywe Magisterium Kościoła, któremu Chrystus powierzył autentyczną interpretację Pisma (por. przemówienie Pawła VI, 19 maja 1975), zgodnie z daną Apostołom obietnicą: Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy, którego świat nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ w was przebywa i w was będzie (J 14, 16-17).
Bóg pragnie więc, aby wszyscy chrześcijanie wzrastali w tajemnicy zbawienia, która coraz bardziej objawia się nam jako obecna w człowieku godność. Pragnie również, aby was, liderów Odnowy, coraz bardziej formowała nauka Kościoła, którego zadaniem od dwu tysięcy lat jest rozpamiętywanie słowa Bożego, służące zgłębieniu jego bogactw i zapoznaniu z nimi świata. Baczcie zatem, aby jako liderzy poszukiwać zdrowej i silnej formacji teologicznej, która wam i wszystkim, którym przewodzicie, zapewnić może dojrzałe i pełne zrozumienia słowa Bożego: Słowo Chrystusa niech w was przebywa z całym swym bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu Ojcu (Kol 3, 16-17).


Więzi z biskupami

Po trzecie, jako liderzy Odnowy musicie wziąć na siebie tworzenie więzi zaufania i współpracy z biskupami, na których z Bożej Opatrzności spoczywa pasterska odpowiedzialność za prowadzenie całego Ciała Chrystusa, a więc również Odnowy Charyzmatycznej. Nawet jeśli nie uczestniczą w tych formach modlitw, które wy uważacie za tak wzbogacające, wezmą sobie do serca wasze pragnienie duchowej odnowy siebie samych i Kościoła oraz ofiarują wam niezawodne kierownictwo, co należy do powierzonych im zadań. Pan Bóg jest wierny obietnicy danej w modlitwie podczas ich konsekracji; w modlitwie błagającej Go, by "na tych wybranych wylał moc Ducha Świętego, którą dał swemu umiłowanemu Synowi Jezusowi Chrystusowi i której On udzielił swym świętym Apostołom i sprawił, że Kościół w każdym miejscu jest Twą świątynią nieustannej chwały i uwielbienia Twego imienia" (Ryt konsekracji biskupiej). Wielu biskupów na całym świecie, tak indywidualnie, jak i w komunikantach konferencji biskupów, udzieliło Odnowie Charyzmatycznej poparcia i wskazań, czasem nawet mocnego słowa przestrogi, oraz spieszyło z pomocą, by cała chrześcijańska społeczność lepiej mogła zrozumieć miejsce w Kościele. W sprawowaniu swej pasterskiej służby, biskupi okazali nam wszystkim wielką pomoc, zmierzającą do zapewnienia Odnowie wzorów wzrastania i rozwoju, w pełni otwartych na bogactwo miłości Boga i w Kościele.

Jedność z kapłanami

W tym miejscu chciałbym także zwrócić uwagę na inną sprawę szczególnej wagi dla obecnej Konferencji Liderów; chodzi mianowicie o rolę kapłanów w Odnowie Charyzmatycznej. "Prezbiterzy tak uczestniczą w jednym i tym samym kapłaństwie i posłudze Chrystusa, że sama jedność konsekracji i misji wymaga ich hierarchicznej łączności ze stanem biskupim" (Presbyterorum ordinis, 7). W rezultacie rola kapłana jest unikalna i niezastąpiona tak dla Odnowy Charyzmatycznej oraz w niej samej, jak i dla całej społeczności chrześcijańskiej. Posłannictwo jego nie przeciwstawia się ani też nie pokrywa z uprawnioną rolą świeckich. Poprzez sakramentalną więź kapłana z biskupem, na którego konsekracja nakłada pasterską odpowiedzialność za cały Kościół, kapłan pomaga w zapewnieniu ruchom odnowy duchowej i apostolstwu świeckich zintegrowanie się z sakramentalnym i liturgicznym życiem Kościoła, szczególnie przez uczestnictwo w Eucharystii; mówimy tam: "Spraw, abyśmy posileni Ciałem i Krwią Syna Twego i napełnieni Duchem Świętym stali się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie" (III Modlitwa Eucharystyczna). Kapłan dzieli odpowiedzialność biskupa za głoszenie Ewangelii; przygotować go powinna do tego w szczególny sposób formacja teologiczna, jaką otrzymał. W rezultacie ma on unikalną i niezastąpioną rolę do spełnienia w zapewnieniu integracji z życiem Kościoła, integracji, która wyklucza tendencje do tworzenia form alternatywnych i struktur marginalnych, a także prowadzi do pełniejszego udziału, szczególnie na terenie parafii, w sakramentalnym i apostolskim życiu Kościoła. Kapłan, ze swej strony, nie może pełnić służby na rzecz Odnowy dopóty, dopóki nie nabierze do niej życzliwego stosunku, opartego na pragnieniu, wspólnego wszystkim chrześcijanom, opartego na mocy chrztu świętego, by wzrastać w darach Ducha Świętego.
Wy zatem, liderzy Ruchu Odnowy, kapłani i świeccy, musicie świadczyć o wspólnej wam więzi w Chrystusie i ukazać model skutecznej współpracy, której kartą jest nakaz Apostoła: Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest PAN, jedna wiara, jeden chrzest (Ef 4, 3-5).

Troska o prawdziwy ekumenizm

Wreszcie, dzięki doświadczeniu wielu darów Ducha Świętego, które dzielą również nasi bracia i siostry odłączeni, do was należy szczególna radość wzrastania w jedności, ku której wiedzie nas Duch Święty, i zaangażowaniu się w poważne zadanie ekumenizmu.

Jak się z tego zadania wywiązać? Sobór Watykański II poucza nas: "Przede wszystkim winni sami (wierni Kościoła katolickiego) bacznie i szczere wziąć pod uwagę to, co trzeba w samej rodzinie katolickiej odnowić i przeprowadzić, by jej życie wierniej i wyraźniej dawało świadectwo o tym, czego Chrystus nauczał i co ustanowił, a Apostołowie nam przekazali" (Unitatis redintegratio, 4). Prawdziwy wysiłek ekumeniczny nie stara się omijać trudnych zadań, takich jak rozbieżność doktrynalna, poprzez pochopne tworzenie czegoś w rodzaju autonomicznego "Kościoła Ducha", w oderwaniu od widzialnego Kościoła Chrystusowego. Prawdziwy ekumenizm służy raczej spotęgowaniu naszej tęsknoty za kościelną jednością wszystkich chrześcijan w jednej wierze, tak aby "świat zwrócił się do Ewangelii i w ten sposób zyskał zbawienie na chwałę Bożą" (Unitatis redintegratio, 1). Ufajmy, że jeśli poddamy się działaniu prawdziwej odnowy w Duchu, to ten Duch Święty ujawni nam strategię ekumenizmu, która doprowadzi do urzeczywistnienia nadziei, że Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i dział ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich (por. Ef 4, 6).

Drodzy Bracia i Siostry!

List do Galatów mówi nam, że gdy nadeszła pełnia czasów, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, jesteśmy synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: "Abba Ojcze" (Ga 4, 4-6). I w tej właśnie niewieście, Maryi, Matce Boga i naszej Matce, posłusznej zawsze natchnieniom Ducha Świętego, z ufnością powierzam wasze dzieło odnowy w Kościele i Kościoła. W miłości Jej Syna, Pana naszego Jezusa Chrystusa, chętnie udzielam wam mojego apostolskiego błogosławieństwa.

Jan Paweł II

NIEWŁAŚCIWA MODLITWA CZ. 3


VI

METODY PSYCHOFIZYCZNO-CIELESNE
26. Doświadczenie uczy, że pozycja i postawa ciała nie pozostają bez wpływu na skupienie i stan ducha. Na ten fakt zwrócili uwagę niektórzy pisarze chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu.

Ich refleksje, chociaż mają elementy wspólne z niechrześcijańskimi, wschodnimi metodami medytacji, są wolne od tej przesady lub jednostronności, które dziś często znamionują propozycje przedstawiane przez ludzi niedostatecznie przygotowanych.

Ci autorzy zajmujący się duchowością przyjęli elementy, które ułatwiają skupienie na modlitwie, uznając równocześnie ich względną wartość: są one pożyteczne, jeśli sformułuje się je na nowo mając na względzie cel modlitwy chrześcijańskiej30. Na przykład post posiada w chrześcijaństwie znaczenie przede wszystkim jako ćwiczenie pokutne i wyrzeczenie, ale już według Ojców miał on lepiej usposabiać człowieka na spotkanie z Bogiem oraz zwiększać zdolność chrześcijanina do panowania nad sobą i czynić go wrażliwym na potrzeby braci.

W modlitwie cały człowiek musi nawiązać łączność z Bogiem, a więc także i jego ciało musi przyjąć taką postawę, która bardziej sprzyja skupieniu31. Postawa ta może w sposób symboliczny wyrażać samą modlitwę, zmieniając się w zależności od kultur i osobistej wrażliwości. W niektórych częściach świata chrześcijanie coraz bardziej zdają sobie dziś sprawę, że postawa ciała może sprzyjać modlitwie.

27. Modlitwa chrześcijańskiego Wschodu32 doceniła symbolizm psychofizyczny, którego często brakowało modlitwie Zachodu. Dotyczyć to może określonej postawy ciała, ale także podstawowych funkcji życiowych, takich jak oddychanie czy bicie serca. Na przykład, ćwiczenie "modlitwy Jezusa", które odpowiada naturalnemu rytmowi oddychania, może - przynajmniej przez pewien czas - stanowić dla wielu osób rzeczywistą pomoc33. Z drugiej strony, także ci sami wschodni nauczyciele stwierdzili, że nie wszyscy są jednakowo zdolni do korzystania z tych symbolizmów, ponieważ nie wszyscy są w stanie przejść od znaku materialnego do poszukiwania rzeczywistości duchowej. Źle rozumiany symbolizm może nawet stać się idolem, a w konsekwencji przeszkodą w podniesieniu ducha ku Bogu. Jeszcze trudniejsze jest przeżywanie w sferze modlitwy całej rzeczywistości własnego ciała jako symbolu; może to przerodzić się w kult ciała i prowadzić do złudnego utożsamienia wszystkich wrażeń z doświadczeniami duchowymi.

28. Niektóre ćwiczenia fizyczne automatycznie wywołują wrażenia spokoju i odprężenia, uczucia błogości, a nawet światła i ciepła, przypominające radości duchowe. Branie ich za autentyczne pociechy Ducha Świętego oznaczałoby całkowicie błędne pojmowanie drogi duchowej. Nadawanie im znaczeń symbolicznych, typowych dla doświadczenia mistycznego, gdy nie odpowiada im postawa moralna zainteresowanego, ujawniałoby pewien rodzaj schizofrenii umysłowej, która może prowadzić nawet do zaburzeń psychicznych, a niekiedy do odchyleń moralnych.

Nie znaczy to, że autentyczne praktyki medytacji, wywodzące się z chrześcijańskiego Wschodu i wielkich religii niechrześcijańskich, tak bardzo pociągające rozbitego wewnętrznie i zdezorientowanego człowieka współczesnego, nie mogą być odpowiednią pomocą w uświadomieniu modlącemu się w obecności Bożej i w wewnętrznym odprężeniu się także pośród trosk zewnętrznych.

Trzeba jednak pamiętać, że stałe zjednoczenie z Bogiem lub wewnętrzne czuwanie i wzywanie pomocy Bożej, które w Nowym Testamencie nazwane jest "nieustanną modlitwą"34, może trwać także wtedy, gdy człowiek - zgodnie z wolą Bożą - oddaje się pracy i trosce o bliźniego. Poucza nas Apostoł: "Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie" (1 Kor 10, 31). W istocie, autentyczna modlitwa, jak twierdzą wielcy nauczyciele życia wewnętrznego, wzbudza w modlących się gorącą miłość, która przynagla ich do udziału w misji Kościoła i do służby braciom na większą chwałę Bożą35.

VII

"JA JESTEM DROGĄ"
29. Każdy powinien odnaleźć w różnorodności i bogactwie modlitwy chrześcijańskiej, której uczy Kościół, własną drogę, własny sposób modlitwy; ale te wszystkie drogi osobiste łączą się w końcu w tej drodze do Ojca, którą jest Jezus Chrystus. Tak więc, niech każdy w poszukiwaniu własnej drogi pozwoli prowadzić się nie własnym osobistym upodobaniom, ale Duchowi Świętemu, który przez Chrystusa wiedzie nas do Ojca.

30. W życiu modlącego się człowieka przychodzą jednak chwile, w których czuje się on opuszczony i zagubiony, gdy mimo wszelkich starań wcale nie "czuje" obecności Boga. Niech pamięta wtedy, że tego rodzaju próby nikomu, kto traktuje poważnie modlitwę, nie są oszczędzone. Nie należy jednak tego doświadczenia, wspólnego wszystkim modlącym się chrześcijanom, uważać za mistyczną "ciemną noc". W każdym razie człowiek, który w tych okresach z całą stanowczością stara się wytrwać w modlitwie, może mieć poczucie, że modli się jakby "mechanicznie". W rzeczywistości mamy tu jednak do czynienia z czymś zupełnie innym; właśnie wtedy jego modlitwa jest wyrazem wierności wobec Boga, w którego obecności chce pozostać także wówczas, gdy w zamian nie otrzymuje żadnej subiektywnej pociechy.

W tych na pozór mało pomyślnych chwilach okazuje się, czego naprawdę człowiek szuka w modlitwie; czy Boga, który w swojej nieskończonej wolności zawsze go przewyższa, czy też raczej szuka siebie samego, pozostając zamkniętym w obrębie własnych "doświadczeń", które albo ocenia pozytywnie jako "doświadczenia" zjednoczenia z Bogiem, albo negatywnie jako doświadczenie mistycznej "pustki".

31. Miłości Boga, będącej jedynym przedmiotem kontemplacji chrześcijańskiej, nie można osiągnąć za pomocą jakiejkolwiek metody czy techniki; musimy raczej zawsze mieć wzrok utkwiony w Jezusa Chrystusa, w którym miłość Boga do nas osiągnęła taki wymiar, że na krzyżu przeżył On poczucie oddalenia od Ojca (por. Mk 15, 34). Musimy więc Bogu pozostawić decyzję co do sposobu, w jaki chce uczynić nas uczestnikami swojej miłości. Ale nigdy, w żaden sposób, nie możemy starać się o osiągnięcie tego poziomu, co kontemplowany przedmiot, którym jest niczym nie skrępowana miłość Boga; nawet wtedy, gdy z miłosierdzia Boga Ojca, przez Ducha Świętego posłanego do naszych serc, jest nam darmo dany w Chrystusie jakiś zmysłowy odblask tej miłości Bożej i czujemy się pociągnięci prawdą i pięknem Pana.

Im bardziej dane jest stworzeniu przybliżyć się do Boga, tym bardziej wzrasta w nim cześć dla trzykroć Świętego Boga. Wtedy staje się zrozumiała myśl św. Augustyna: "Ty możesz nazwać mnie przyjacielem, ja wiem, że jestem sługą"36 i dobrze znane nam słowa Tej, która została dopuszczona do największej zażyłości z Bogiem: "Wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej" (Łk 1, 48).

W czasie audiencji, udzielonej niżej podpisanemu Kardynałowi Prefektowi, Jego Świątobliwość Jan Paweł II zatwierdził niniejszy List, uchwalony na zebraniu plenarnym Kongregacji Nauki Wiary, i nakazał jego opublikowanie.

Rzym, w siedzibie Kongregacji Nauki Wiary, 15 października 1989 r., w Święto św. Teresy od Jezusa.

JOSEPH Kard. RATZINGER
Prefekt


+ ALBERTO BOVONE
Abp tyt. Cezarei Numidyjskiej
Sekretarz

***

Przypisy:
* AAS 82 (1990) 362-379.
1 Przez określenie "metody wschodnie" rozumie się metody inspirowane hinduizmem i buddyzmem, jak "Zen", "Medytacja transcendentalna" lub "Joga". Chodzi więc o metody medytacji niechrześcijańskiej Dalekiego Wschodu, które nierzadko są dziś praktykowane przez niektórych chrześcijan w ich medytacji. Zasadnicze kierunki i metody zawarte w niniejszym dokumencie zamierzają być punktem odniesienia nie tylko w stosunku do tego problemu.
2 O Księdze Psalmów w modlitwie Kościoła, por. Institutio generalis de Liturgia Horarum, 100-109.
3 Por. np. Wj 15, Pwt 32, 1 Sm 2, 2 Sm 22, niektóre teksty prorockie, 1 Krl 16.
4 SOB. WAT. II, Konst. Dei verbum, 2. Dokument ten daje inne istotne wskazania dla teologicznego i duchowego rozumienia modlitwy chrześcijańskiej; por. np. 3, 5, 8, 21.
5 Tamże, 25.
6 O Modlitwie Pańskiej por. Institutio generalis de Liturgia Horarum, 3-4.
7 Por. tamże, 9.
8 Według pseudognozy materia jest czymś nieczystym, czymś co niewoli duszę w pewnej niewiedzy, z której modlitwa ma ją uwolnić i podnieść do prawdziwej wyższej wiedzy, a w konsekwencji do czystości. Oczywiście, nie wszyscy byli do tego zdolni, ale tylko ludzie rzeczywiście duchowi; prostym wiernym wystarczała wiara i zachowanie przykazań Jezusa.
9 Messalianie zostali ujawnieni już przez ŚW. EFREMA SYRYJCZYKA, Hymni contra Haereses, 22, 4: CSCO 169, 1957, 79; następnie przez EPIFANIUSZA Z SALAMINY, Panarion (nazywany także Adversus Haereses): PG 41, 156-1200; PG 42, 9-832; i ANFILOCHIUSZA, Contra haereticos: G. Ficker, Amphilochiana, I, Leipzig 1906, 21-77.
10 Por. na przykład ŚW. JAN OD KRZYŻA, Droga na Górę Karmel, 7, 11.
11 W Średniowieczu istniały w Kościele skrajne prądy, które zostały opisane, nie bez ironii, przez jednego z wielkich kontemplatyków chrześcijańskich, Flamandczyka Jana van Ruysbroek'a. Rozróżnia on w życiu mistycznym trzy typy błędów (Die gheestelike Brulocht, 228, 12-230, 17; 230, 18-232, 22; 232, 23-236, 6) i przekazuje także ogólną krytykę dotyczącą tych form (236, 7-237, 29). Podobne techniki były kolejno opisane i odrzucone przez św. Teresę od Jezusa, która zauważa jasno, że "ta sama troska, by nic nie myśleć, pobudza umysł, by wiele myśleć", i że pozostawienie z boku misterium Chrystusa w medytacji chrześcijańskiej jest zawsze pewnym rodzajem "zdrady"; por. ŚW. TERESA OD JEZUSA, Życie, 12, 5; 22, 1-5.
12 Wskazując całemu Kościołowi przykład i naukę św. Teresy od Jezusa, która w swoim czasie musiała odrzucić pokusę pewnych sposobów, które proponowały pominięcie ludzkiej natury Chrystusa, na korzyść nieokreślonego zanurzenia się w głębię Boskości, Papież JAN PAWEŁ II przypomniał w homilii z dnia 1 listopada 1982 r., że wołanie Teresy od Jezusa o modlitwę w całości skoncentrowaną na Chrystusie "ma wartość także w naszych czasach, przeciw niektórym sposobom modlitwy, które nie czerpią natchnienia z Ewangelii i które praktycznie zmierzają do pominięcia Chrystusa, na korzyść pustki myślowej, która w chrześcijaństwie nie ma sensu. Każdy sposób modlitwy ma wartość, o ile inspiruje się Chrystusem i prowadzi do Chrystusa, Drogi, Prawdy i Życia (por. J 14, 6)": Homilia na cześć św. Teresy: AAS 75 (1983) 256-257.
13 Por. na przykład Obłok niewiedzy, dzieło duchowe anonimowego pisarza angielskiego z XIV wieku.
14 Pojęcie "nirwany" jest rozumiane w tekstach religijnych buddyzmu jako jakiś stan spokoju, który polega na wygaszeniu rzeczywistości konkretnej jako przejściowej, a więc rozczarowującej i bolesnej.
15 Mistrz Eckhart mówi o zanurzeniu się "w nieokreśloną głębię Boskości", która jest "ciemnością, w której światło Trójcy nigdy nie zabłysło". Por. Sermo "Ave gratia plena", na końcu; w: J. Quint, Deutsche Predigten und Traktate, Hanser 1955, 261.
16 Por. SOB. WAT. II, Konst. Gaudium et spes, 19: "Najwyższą rację godności człowieka stanowi jego powołanie do uczestnictwa w życiu Boga. Człowiek już od swego początku zapraszany jest do rozmowy z Bogiem: istnieje bowiem tylko dlatego, że Bóg go stworzył i wciąż z miłości zachowuje, a żyje w pełni wedle prawdy, gdy dobrowolnie uznaje ową miłość i powierza się swemu Stwórcy".
17 Jak pisze św. Tomasz odnośnie Eucharystii: "...proprius effectus huius sacramenti est conversio hominis in Christium, ut dicat cum Apostolo: Vivo ego, iam non ego; vivit vero in me Christus (Ga 2, 20)", In IV Sent., d. 12 q. 2 a. 1.
18 SOB. WAT. II, Dekl. Nostra aetate, 2.
19 ŚW. IGNACY LOYOLA, Ćwiczenia duchowne, 23n.
20 Por. Kol 3, 5; Rz 6, 11n Ga 5, 24.
21 ŚW. AUGUSTYN, Enarr. in Ps., 41, 8: PL 46, 469.
22 ŚW. AUGUSTYN, Confessiones, 3, 6, 11: PL 32, 688; por. TENŻE, De vera religione, 39, 7: PL 34, 154.
23 Chrześcijański pozytywny sens "porzucenia" stworzeń przemawia w sposób wzorczy w osobie Biedaczyny z Asyżu. Św. Franciszek właśnie dlatego, że z miłości do Pana porzucił stworzenia, widzi je wszystkie wypełnione Jego obecnością i jaśniejące w ich godności stworzeń Bożych oraz śpiewa o nich poufną pieśń bytu w swoim Kantyku stworzenia (por. C. Esser, Opuscula sancti Francisci Assisienensis, Ad Claras Aquas, Grottaferrata [Roma] 1978, 83-86). W ten sposób pisze w Liście do wszystkich wiernych: "Wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i morzu i głębokościach otchłani (Ap 5, 13) oddaje Bogu uwielbienie, chwałę i cześć oraz błogosławi Go, ponieważ On jest naszym życiem i naszą siłą. On, który tylko sam jest dobry (Łk 18, 19), który tylko sam jest najwyższy, który tylko sam jest wszechmocny i godny podziwu, chwalebny i święty, godny czci i błogosławiony przez wszystkie wieki wieków. Amen" (Jak wyżej, 124).
24 Por. na przykład, ŚW. JUSTYN, Apologia, I, 61, 12-13: PG 6, 420-421; KLEMENS ALEKSANDRYJSKI, Paedagogus, I, 6, 25-31: PG 8, 281-284; ŚW. BAZYLI WIELKI, Homiliae diversae, 13, 1: PG 31, 424-425; ŚW. GRZEGORZ Z NAZJANZU, Orationes, 40, 3, 1: PG 36, 361.
25 SOB. WAT. II, Konst. Dei verbum, 8.
26 Eucharystia określana przez Konst. Lumen gentium "Źródłem i szczytem całego życia chrześcijańskiego" (LG 11), sprawia, że "rzeczywiście uczestniczymy w Ciele Pańskim" (LG 7); w niej "jesteśmy podniesieni do zjednoczenia z Nim" (LG 7).
27 ŚW. TERESA OD JEZUSA, Twierdza wewnętrzna, IV, 1, 2.
28 Nikt z modlących się, bez specjalnej łaski, nie będzie dążył do całościowej wizji Objawienia Bożego, którą św. Grzegorz rozpoznaje u św. Benedykta, albo do tego zapału mistycznego, z którym św. Franciszek z Asyżu kontemplował Boga we wszystkich Jego stworzeniach, lub do wizji równie całościowej, jak ta, dana św. Ignacemu nad rzeką Cardoner, w stosunku do której potwierdza on, że w istocie mogłaby zająć dla niego miejsce Pisma Świętego. "Noc ciemna", opisana przez św. Jana od Krzyża, jest częścią jego osobistego charyzmatu modlitwy; każdy członek jego zgromadzenia nie musi przeżywać jej w ten sam sposób, by osiągnąć tę doskonałość w modlitwie, do jakiej wzywa go Bóg.
29 Powołanie chrześcijanina do doświadczeń "mistycznych" może zawierać zarówno to, co św. Tomasz określa żywym doświadczeniem Boga za pośrednictwem darów Ducha, jak i formy nie dające się naśladować (o które nie należy się ubiegać) darowania łaski. Por. ŚW. TOMASZ
30 Por. na przykład pisarzy starożytnych, którzy mówią o postawie modlącego się przyjętej przez chrześcijan podczas modlitwy: TERTULIAN, De oratione, XIV; XVII: PL 1, 1170.1174-1176; ORYGENES, De oratione, XXXI, 2: PG 11, 550-553; a także o znaczeniu takich postaw: BARNABA, Epistula, XII, 2-4: PG 2, 760-761; ŚW. JUSTYN, Dialogus, 90, 4-5: PG 6, 689-692; ŚW. HIPOLIT RZYMSKI, Commentarium in Dan., III, 24: GCS I, 168, 8-17; ORYGENES, Homiliae in Ex., XI, 4: PG 12, 337-378. O postawie ciała por. także ORYGENES, De oratione, XXXI, 3: PG 11, 553-555.
31 Por. ŚW. IGNACY LOYOLA, Ćwiczenia duchowne, 76.
32 Jak na przykład medytacja anachoretów hesychiastów. Hesychia, lub spokój wewnętrzny, jest uważana przez anachoretów za warunek modlitwy; w swojej formie wschodniej charakteryzuje się samotnością i technikami skupienia.
33 Ćwiczenie "modlitwy Jezusa", które jest powtarzaniem, bogatej w odniesienia biblijne, formuły wezwania i błagania (np. "Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną"), odpowiada naturalnemu rytmowi oddychania. Por. ŚW. IGNACY LOYOLA, Ćwiczenia duchowe, 258.
34 Por. 1 Tes 5, 17 i 2 Tes 3, 8-12. Z tych i innych tekstów powstaje trudność, jak pogodzić nakaz nieustannej modlitwy z nakazem pracy? Por. min. ŚW. AUGUSTYN, Epistula, 130, 30: PL 33, 501-502, i ŚW. JAN KASJAN, De institutis Coenobiorum, III, 1-3: SCh 109, 92-93. Por. także Twierdzenie o modlitwie AFRACHATA, pierwszego Ojca Kościoła syryjskiego, a w szczególności numery 14-15, poświęcone tak zwanym "dziełom modlitwy", w: Afraatis Sapientis Persae Demonstrationes, IV: PS 1, 170-174 Wyd. J. Parisot.
35 Por. ŚW. TERESA OD JEZUSA, Twierdza wewnętrzna, VII, 4, 6.
36 ŚW. AUGUSTYN, Enarr. in Ps., 142, 6: PL 37, 1849. Por. także ŚW. AUGUSTYN, Tract. in Joan., IV, 9: PL 35, 1410: "Quando autem nec ad hoc dignum se dicit, vere plenus Spiritu Sanct.

KONIEC

NIEWŁAŚCIWA MODLITWA CZ. 2


III

BŁĘDNE SPOSOBY MODLITWY
8. Już w pierwszych wiekach przeniknęły do Kościoła błędne sposoby modlitwy. Już niektóre teksty Nowego Testamentu (por. 1 J 4, 3; 1 Tm 1, 3-7; 4, 3-4) pozwalają rozpoznać ich ślady. W następstwie można zauważyć dwa podstawowe odchylenia: pseudognozę i messalianizm, którymi zajmowali się Ojcowie Kościoła. Te pierwotne doświadczenia chrześcijan i stanowisko Ojców są bardzo pouczające w podejmowaniu problematyki współczesnej.

Występując przeciw pseudognozie8, Ojcowie stwierdzają, że materia jest stworzona przez Boga i jako taka nie jest zła. Twierdzą ponadto, że łaska, której źródłem jest zawsze Duch Święty, nie stanowi własności duszy, ale jako dar musi być wyproszona u Boga. Dlatego oświecenie lub wyższe poznanie Ducha ("gnoza") nie sprawia, że wiara chrześcijańska staje się czymś niepotrzebnym. Dla Ojców autentycznym znakiem wyższego poznania i owocem modlitwy jest zawsze miłość chrześcijańska.

9. Jeśli doskonałości modlitwy chrześcijańskiej nie można oceniać na podstawie wzniosłości poznania gnostycznego, to tym bardziej nie można jej oceniać odwołując się do doświadczenia Boskości, jak czyni messalianizm9. Fałszywi charyzmatycy IV wieku utożsamili łaskę Ducha Świętego z psychologicznym doświadczeniem jej obecności w duszy. Występując przeciw nim, Ojcowie Kościoła podkreślali, że zjednoczenie modlącej się duszy z Bogiem dokonuje się w tajemnicy, a zwłaszcza przez sakramenty Kościoła. Głosili ponadto, że może ono dokonywać się nawet przez doświadczenia smutku lub głębokiego bólu. Wbrew opinii messalian, tego rodzaju uczucia niekoniecznie są znakiem, że Duch Święty opuścił duszę. Mogą natomiast stanowić - jak zawsze wyraźnie utrzymywali mistrzowie życia duchowego - autentyczny udział w opuszczeniu przeżytym przez Chrystusa na krzyżu, który zawsze pozostaje wzorem modlitwy i jej pośrednikiem10.

10. Obydwie błędne formy są nadal pokusą dla grzesznego człowieka. Skłaniają go do usiłowań pokonania dystansu dzielącego stworzenie od Stwórcy, jako czegoś, co nie powinno istnieć; do traktowania ziemskiego życia Chrystusa, będącego dla nas drogą do Ojca, jako rzeczywistości nieaktualnej; do sprawowania tego, co jest dane jako czysta łaska do poziomu psychologii naturalnej - "wyższego poznania" lub "doświadczenia".

Wydaje się, że owe błędne formy modlitwy, które od czasu do czasu pojawiały się w historii Kościoła, dzisiaj znów budzą zainteresowanie wielu chrześcijan, jawiąc się im jako psychologiczna i duchowa pomoc oraz jako sposób na szybkie znalezienie Boga11.

11. Rozpoznanie owych błędnych form, gdziekolwiek one występują, jest bardzo łatwe. Medytacja chrześcijańska prowadzi modlącego się do tego, by w zbawczych dziełach Boga dokonanych w Chrystusie, Słowie Wcielonym, i w darze Jego Ducha, pojąć objawiającą się w nich zawsze - przez wymiar ludzki i ziemski - głębię Boga. Natomiast w omawianych tu metodach medytacji, także wtedy, gdy punktem wyjścia są słowa i czyny Jezusa, pomija się - o ile to możliwe - wszystko, co ziemskie, zmysłowe i mieszczące się w granicach pojęć, by wejść lub zanurzyć się w sferę Boskości, która jako taka jest nieziemska, nieuchwytna dla zmysłów i niepojęta12. Owa tendencja, obecna już w późnej religijności greckiej (przede wszystkim w "neoplatonizmie"), występuje również u podstaw inspiracji religijnej wielu ludów, które zrozumiały ubóstwo posiadanych wyobrażeń Boskości oraz podejmowanych przez siebie prób zbliżenia się do niej.

12. Występujące dziś zjawisko rozpowszechniania się wschodnich metod medytacji w świecie chrześcijańskim i we wspólnotach kościelnych, stawia nas wobec gwałtownego powrotu do nie pozbawionych ryzyka i błędów usiłowań połączenia medytacji chrześcijańskiej z niechrześcijańską. Tego rodzaju propozycje są liczne i bardziej lub mniej radykalne; jedne stosują metody wschodnie jedynie jako psychologiczne przygotowanie do prawdziwie chrześcijańskiej kontemplacji, inne idą dalej, próbując przy pomocy różnych technik osiągnąć duchowe doświadczenia analogiczne do doświadczeń znanych z opisów niektórych mistyków katolickich13; jeszcze inne nie wahają się umieszczać proponowany przez teorię buddyjską absolut bez obrazów i pojęć14 na tym samym poziomie, co majestat Boga objawionego w Chrystusie, który jest większy niż cała rzeczywistość stworzona. W tym celu posługują się "teologią negatywną", która idzie dalej aniżeli jakiekolwiek pozytywne twierdzenia o Bogu, utrzymując, że nic z tego, co jest na świecie, nie może być śladem wskazującym na nieskończoność Boga. Owe metody proponują nie tylko porzucenie medytacji zbawczych dzieł Boga Starego i Nowego Przymierza dokonanych w historii, ale także samej idei Trójjedynego Boga, który jest miłością, na rzecz zanurzenia się w "nieokreślonej otchłani Boskości"15.

Te i podobne propozycje pogodzenia medytacji chrześcijańskiej z technikami wschodnimi, jeśli nie mają prowadzić do zgubnego synkretyzmu, muszą być stale poddawane weryfikacji, w której dokładnie będzie się rozróżniać metodę od treści.

IV

CHRZEŚCIJAŃSKA DROGA ZJEDNOCZENIA Z BOGIEM
13. Chcąc znaleźć właściwą "drogę" modlitwy, chrześcijanin powinien uwzględnić to, co zostało wyżej powiedziane o najważniejszych elementach drogi Chrystusa, dla którego "pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który (Go) posłał, i wykonać Jego dzieło" (J 4, 34). Najpełniejsze zjednoczenie Jezusa z Ojcem nieustannie wyraża się w głębokiej modlitwie. Ojciec posyła Go do ludzi, do grzeszników, nawet do tych, którzy Go zabiją. On zaś najściślej jednoczy się z Ojcem przez posłuszeństwo Jego woli. Nie pozostaje to w żadnej sprzeczności z modlitwą samotną; w ciągu ziemskiego życia Jezus udaje się na miejsca samotne, by tam się modlić, by zjednoczyć się z Ojcem i by od Niego otrzymać nową moc do wypełnienia swojej misji w świecie. Na Taborze, gdzie niewątpliwie objawiło się Jego zjednoczenie z Ojcem, mowa jest o Jego przyszłej męce (por. Łk 9, 31) i absolutnie nie wchodzi w grę pozostanie w "trzech namiotach". Każda chrześcijańska modlitwa kontemplacyjna prowadzi do miłości bliźniego, do działania i cierpienia, i właśnie w ten sposób najbardziej przybliża do Boga.

14. Aby zbliżyć się do tej tajemnicy zjednoczenia człowieka z Bogiem, które Ojcowie greccy nazywali przebóstwieniem człowieka, i by dobrze zrozumieć, w jaki sposób to się dokonuje, należy przede wszystkim pamiętać o tym, że człowiek w swojej istocie jest stworzeniem16 i stworzeniem pozostanie na wieki, nigdy więc nie będzie możliwe wchłonięcie ludzkiego "ja" przez "Ja" Boskie, nawet w najwyższych stanach łaski. Jednakże trzeba uznać, że osoba ludzka jest stworzona "na obraz i podobieństwo" Boże i pierwowzorem tego obrazu jest Syn Boży, w którym i przez którego zostaliśmy stworzeni (por. Kol 1, 16). Właśnie ten pierwowzór objawia nam największe i najpiękniejsze misterium chrześcijaństwa: Syn jest wiecznie "innym" od Ojca, a jednak w Duchu Świętym jest "współistotny Ojcu"; w konsekwencji "inność" nie jest złem, ale raczej największym dobrem. Istnieje "inność" w Bogu, który ma jedną naturę w trzech Osobach, oraz "inność" między Bogiem i stworzeniem, która wynika z różnicy natury. Wreszcie w Eucharystii, a także w innych sakramentach - i analogicznie w swoich czynach i słowach - Chrystus daje nam siebie, czyniąc nas uczestnikami swojej Boskiej natury17, bez naruszania natury stworzenia, w której On sam uczestniczy przez Wcielenie.

15. Rozważanie tych prawd prowadzi do zdumiewającego odkrycia, że w chrześcijaństwie ponad wszelką miarę, bez unicestwiania w morzu Absolutu osobowego "ja", z zachowaniem statusu stworzenia, spełniają się wszystkie pragnienia zawarte w modlitwie innych religii. "Bóg jest miłością" (J 4, 8): to głęboko chrześcijańskie stwierdzenie doskonale łączy w sobie zjednoczenie i "inność" kochającego i kochanego w wiecznej wymianie i dialogu. Bóg jest ową wieczną wymianą i my, w pełnej prawdzie, możemy stać się uczestnikami Chrystusa jako "przybrani synowie", wołając z Synem w Duchu Świętym "Abba-Ojcze". W tym sensie Ojcowie Kościoła mają pełną rację, mówiąc o przebóstwieniu człowieka, który wcielony w Chrystusa Syna Bożego przez naturę, przez Jego łaskę staje się uczestnikiem natury Boskiej, "synem w Synu". Chrześcijanin, otrzymując Ducha Świętego, wielbi Ojca i rzeczywiście uczestniczy w trynitarnym życiu Boga.

V

KWESTIE DOTYCZĄCE METODY
16. Zazwyczaj wielkie religie, które dążyły do zjednoczenia z Bogiem na modlitwie, wskazywały także sposoby osiągnięcia tego zjednoczenia. Ponieważ "Kościół katolicki nie odrzuca niczego z tego, co w owych religiach jest prawdziwe i święte"18, nie należy z góry odrzucać tych wskazań jako niechrześcijańskich. Przeciwnie, można przyjąć to, co jest w nich pożyteczne, pod warunkiem, że nie straci się z oczu chrześcijańskiego rozumienia modlitwy, jej logiki i wymagań, bowiem nowe sformułowanie owych elementów i ich przyjęcie musi dokonywać się w tym kontekście. Z tych elementów należy wymienić przede wszystkim pokorną akceptację doświadczonego w życiu modlitwy nauczyciela i jego wskazań; świadomość tego obecna była w doświadczeniu chrześcijańskim już od najdawniejszych czasów, od epoki Ojców pustyni. Doświadczony w sentire cum Ecclesia nauczyciel powinien nie tylko prowadzić i ostrzegać przed niebezpieczeństwami, ale jako "ojciec duchowny", trafiając wprost do serca ucznia, wprowadzać go w życie modlitwy, które jest darem Ducha Świętego.

17. Późna starożytność chrześcijańska rozróżniała trzy etapy w dążeniu do doskonałości: droga oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Posłużyło to za model dla wielu szkół duchowości chrześcijańskiej. Ten schemat, sam w sobie poprawny, wymaga jednak pewnych uściśleń, które pozwolą na właściwą jego interpretację chrześcijańską i uniknięcie niebezpiecznych nieporozumień.

18. Poszukiwanie Boga na modlitwie musi być poprzedzone i iść w parze z ascezą oraz oczyszczeniem z własnych grzechów i błędów, bowiem według słów Jezusa, tylko ludzie "czystego serca Boga oglądać będą" (Mt 5, 8). Ewangelia zmierza przede wszystkim do moralnego oczyszczenia, to jest do przywrócenia prawdy i miłości oraz - sięgając głębiej - do oczyszczenia z wszystkich odruchów egoizmu, które przeszkadzają człowiekowi w rozpoznaniu i przyjęciu woli Bożej w jej doskonałości. Nie namiętności jako takie są złe (jak myśleli stoicy i neoplatończycy), ale ich egoistyczne tendencje. Od nich chrześcijanin musi się uwolnić, by osiągnąć ów stan pozytywnej wolności, który w starożytności chrześcijańskiej był określany terminem "apatheia", w Średniowieczu "impassibilitas", a w ignacjańskich ćwiczeniach duchownych "indiferentia"19.

Nie jest to możliwe bez radykalnego wyrzeczenia; widzimy to także w pismach św. Pawła, który wyraźnie mówi o "umartwieniu" grzesznych skłonności20. Tylko dzięki takiemu wyrzeczeniu człowiek staje się wolny, może wypełniać wolę Bożą oraz uczestniczyć w wolności Ducha Świętego.

19. Dlatego należy przeprowadzić poprawną interpretację nauki tych nauczycieli, którzy polecają "usunąć" z umysłu wszelkie przedstawienia zmysłowe i pojęcia, skupiając pełną miłości uwagę na Bogu tak, że powstała w ten sposób próżnia może być wypełniona Boskim bogactwem. Próżnią, której potrzebuje Bóg, jest odrzucenie egoizmu, niekoniecznie zaś odrzucenie rzeczy stworzonych, które On nam dał i pośród których nas umieścił. Niewątpliwie, modlitwa wymaga całkowitego skoncentrowania się na Bogu i wykluczenia, na ile to możliwe, spraw ziemskich, które przykuwają nas do własnego egoizmu. Św. Augustyn jest tu znakomitym nauczycielem: "Jeśli chcesz znaleźć Boga, mówi, porzuć świat zewnętrzny i wejdź w siebie. Jednakże nie pozostawaj w sobie, ale przekrocz siebie, bo nie jesteś Bogiem: On jest głębszy i większy od ciebie. Szukałem Jego obecności w mojej duszy i jej nie znajduję; mimo to rozważałem w poszukiwaniu Boga i wzdychałem do Niego; przez stworzenia starałem się poznać 'niewidzialne jego przymioty' (Rz 1, 20)"21. "Zamknięcie się w sobie" - to jest prawdziwe niebezpieczeństwo. Wielki Doktor Kościoła poleca skoncentrować się w sobie, ale także przekroczyć własne "ja", które nie jest Bogiem, lecz tylko stworzeniem. Bóg jest "interior intimo meo et superior summo meo - głębszy od mojej głębi i wyższy od mojej wysokości"22. Bóg rzeczywiście jest w nas i z nami, ale nas przewyższa swoją tajemnicą Św. Bonawentura zauważa, jak w każdym stworzeniu Franciszek dostrzegał obecność Bożą i otwierał swoją duszę w wielkim hymnie wdzięczności i chwały. Por. Legenda S. Francisci, 9, 1, w: Opera omnia, Quaracchi 1898, VIII, 53023.

20. Z dogmatycznego punktu widzenia osiągnięcie doskonałej miłości Boga nie jest możliwe, jeżeli pominie się dany we Wcielonym Synu, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, dar z samego siebie. W Nim, przez działanie Ducha Świętego, otrzymujemy jako czystą łaskę udział w wewnętrznym życiu Bożym. Gdy Jezus mówi: "Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca" (J 14, 9), nie mówi o zewnętrznym oglądaniu i znajomości Jego postaci ludzkiej ("Ciało na nic się nie przyda": J 6, 63). Odnosi się to raczej do oglądu możliwego dzięki łasce wiary: oglądanie przez osiągalne dla zmysłów poznanie Jezusa tego, co On jako Słowo Ojca chce nam naprawdę oznajmić o Bogu ("Duch daje życie [...]; słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem", tamże). W tym "oglądaniu" nie chodzi o abstrakcję czysto ludzką ("abstractio") postaci, w której objawił się Bóg, ale o przyjęcie rzeczywistości Bożej w ludzkiej postaci Jezusa, o przyjęcie Jego wymiaru Bożego i wiecznego w Jego doczesności. Jak mówi św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych, będziemy musieli próbować pojąć "nieskończoną woń i nieskończoną słodycz Boskości" (nr 124), wychodząc od nieskończonej prawdy objawionej, od której rozpoczęliśmy. Podnosząc nas, Bóg może "uwolnić nas" od tego wszystkiego, co nas zatrzymuje w tym świecie i w pełni przygarnąć nas do życia trynitarnego swojej wiecznej miłości. Dar ten może być udzielony tylko "w Chrystusie przez Ducha Świętego" i nie da się go ogarnąć własnym wysiłkiem w oderwaniu od Jego objawienia.

21. Na drodze życia chrześcijańskiego po etapie oczyszczenia następuje oświecenie przez miłość, którą Ojciec nam daje w Synu, i przez namaszczenie, które otrzymujemy od Niego w Duchu Świętym (por. 1 J 2, 20).

Od czasów starożytności chrześcijańskiej mówi się o "oświeceniu" otrzymanym na Chrzcie. Prowadzi ono wtajemniczonych w misteria Boże wiernych do poznania Chrystusa przez wiarę, która z kolei działa przez miłość. Co więcej, niektórzy pisarze kościelni wyraźnie mówią o oświeceniu otrzymanym na Chrzcie jako o podstawie wzniosłego poznania Jezusa Chrystusa (por. Flp 3, 8), określanego jako "theoria", czyli kontemplacja24.

Przez łaskę Chrztu świętego wierni są powołani do postępowania w znajomości misteriów Boga i do dawania o nich świadectwa dzięki "głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych"25. Żadne światło Boże nie odbiera aktualności prawdom wiary. Łaski i Oświecenia, których Bóg może udzielić, raczej pomagają w zrozumieniu głębszego wymiaru misteriów wyznawanych i sprawowanych przez Kościół, w oczekiwaniu dnia, w którym chrześcijanin będzie mógł kontemplować Boga, jakim jest w chwale (por. 1 J 3, 2).

22. W końcu, jeśli Bóg tego zechce, modlący się chrześcijanin może osiągnąć szczególne doświadczenie zjednoczenia. Obiektywny początek tego zjednoczenia chrześcijanina z Bogiem stanowią sakramenty, przede wszystkim Chrzest i Eucharystia26. Przez sakramenty i dzięki specjalnej łasce Ducha, modlący się może być wezwany do tego szczególnego rodzaju zjednoczenia z Bogiem, które w chrześcijaństwie jest określane jako mistyczne.

23. Oczywiście, chrześcijaninowi są potrzebne okresy samotności, by skupić się i by w obecności Boga odnaleźć swoją drogę. Ale jako stworzenie, które wie, że jest bezpieczne tylko dzięki łasce, sposób, w jaki zbliża się on do Boga, nie opiera się na jakiejkolwiek technice w ścisłym znaczeniu tego słowa. Byłoby to sprzeczne z duchem dziecięctwa, wymaganym przez Ewangelię. Prawdziwa mistyka chrześcijańska nie ma nic wspólnego z techniką: zawsze jest darem Bożym, którego otrzymujący go czuje się niegodny27.

24. Istnieją specjalne łaski mistyczne, udzielone na przykład założycielom instytutów kościelnych dla dobra ich fundacji, czy innym świętym, znamienne dla ich szczególnego doświadczenia modlitewnego, które jako takie nie mogą być przedmiotem naśladowania ani dążeń innych wiernych, także należących do tej samej instytucji i dążących do coraz doskonalszej modlitwy28. Mogą bowiem istnieć różne stopnie i różne sposoby uczestniczenia w doświadczeniu modlitwy założyciela i niekoniecznie u wszystkich w tej samej postaci. Zresztą doświadczenie modlitwy, zajmujące uprzywilejowane miejsce we wszystkich, starożytnych i współczesnych, autentycznie kościelnych instytucjach, jest ostatecznie czymś zawsze osobistym. Bóg daje swoje łaski konkretnej osobie ze względu na modlitwę.

25. Jeśli chodzi o mistykę, to trzeba rozróżnić między darami Ducha Świętego i charyzmatami, których Bóg udziela według własnej woli. Dary Ducha Świętego każdy chrześcijanin może w sobie gorliwie rozwijać, żyjąc wiarą, nadzieją i miłością, i w ten sposób przez prawdziwą ascezę dojść do pewnego doświadczenia Boga oraz prawd wiary. O charyzmatach mówi św. Paweł, że służą one przede wszystkim dobru Kościoła, czyli dobru innych członków Mistycznego Ciała Chrystusa (por. 1 Kor 12, 7). Należy w związku z tym przypomnieć, że charyzmatów nie można utożsamić z nadzwyczajnymi darami ("mistycznymi") (por. Rz 12, 3-21), oraz że granica między "darami Ducha Świętego" i "charyzmatami" może być płynna. Jest rzeczą pewną, że owocny dla Kościoła charyzmat nie może funkcjonować w nowotestamentalnym świecie bez określonego stopnia doskonałości osobistej i, z drugiej strony, że każdy "żywy" chrześcijanin ma do spełnienia specjalne zadanie (i w tym sensie "charyzmat") "dla budowania Ciała Chrystusa" (por. Ef 4, 15-16)29 w komunii z hierarchią, która "szczególnie powołana jest, by nie gasić Ducha, lecz doświadczać wszystkiego, i zachowywać to, co dobre" (Konst. Lumen gentium, 12).

KONIEC CZ. 2 / 3

NIEWŁAŚCIWA MODLITWA CZ. 1


TEKST POCHODZI ZE STRONY (  07.07.2008. )

LIST DO BISKUPÓW KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO O NIEKTÓRYCH ASPEKTACH MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ ''Orationis formas''*

I

WPROWADZENIE
1. Wielu chrześcijan gorąco pragnie dzisiaj nauczyć się autentycznej modlitwy, chociaż współczesna kultura ogromnie utrudnia zaspokojenie odczuwanej przez nich potrzeby ciszy, skupienia i medytacji. Na istnienie owej potrzeby skupienia i autentycznego kontaktu z Bogiem wskazuje duże zainteresowanie - także wśród chrześcijan - różnymi formami medytacji, związanymi z niektórymi religiami Wschodu i z ich specyficznymi sposobami modlitwy. Zjawisku temu towarzyszy jednak, odczuwane przez wiele osób, poczucie konieczności posiadania jasnych kryteriów doktrynalnych i duszpasterskich, które pozwoliłyby połączyć wychowanie do różnorodnej w swoich przejawach modlitwy z wiernością światłu prawdy objawionej w Jezusie za pośrednictwem autentycznej Tradycji Kościoła. Odpowiedzią na to pilne zapotrzebowanie ma być niniejszy List; chodzi o to, by występująca w różnych Kościołach lokalnych wielość form modlitwy - także form nowych - nigdy nie przysłoniła jej właściwej natury, osobistej i wspólnotowej. Wskazania te są kierowane przede wszystkim do Biskupów, by stały się przedmiotem ich pasterskiej troski wobec powierzonych sobie Kościołów, i by w ten sposób z nową gorliwością cały Lud Boży - kapłani, zakonnicy i świeccy - wzywał w modlitwie Ojca przez Ducha Pana naszego Jezusa Chrystusa.

2. W wyniku coraz częstszego kontaktu z innymi religiami, z ich rozmaitymi stylami i metodami modlitwy, w ostatnich dziesięcioleciach wielu wiernych zadaje sobie pytanie o wartość niechrześcijańskich form medytacji dla chrześcijan. Dotyczy to przede wszystkim metod wschodnich ogólnie, dla różnych form modlitwy praktykowanych dziś w Kościele, w szczególności w stowarzyszeniach, ruchach i grupach1. Są tacy, którzy sięgają dziś po te metody z motywów terapeutycznych; brak duchowego spokoju w życiu poddanym męczącemu rytmowi, narzuconemu przez rozwinięte społeczeństwo technologiczne, sprawia, że także niektórzy chrześcijanie widzą w nich drogę do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i równowagi psychicznej. Rozważanie tego psychologicznego aspektu nie wchodzi w zakres rozważań niniejszego Listu, którego celem jest ukazanie teologicznych i duchowych aspektów zagadnienia. Inni chrześcijanie uważają, że przez otwarcie się na inne religie i na drodze wymiany doświadczeń ich modlitwa może dzięki tym metodom wiele zyskać. Stwierdzając, że obecnie wiele tradycyjnych chrześcijańskich metod medytacji wyszło z użycia, pytają, czy wobec tego nie byłoby możliwe wzbogacenie naszego dziedzictwa przez nowe wychowanie do modlitwy, uwzględniając także to, co dotychczas było dlań obce.

3. Aby dać odpowiedź na to pytanie, należy przede wszystkim zastanowić się, przynajmniej w sposób ogólny, jaka jest wewnętrzna natura modlitwy chrześcijańskiej, by następnie zobaczyć, czy i w jaki sposób mogą ją wzbogacić metody medytacji powstałe w innym kontekście religijnym i kulturowym. W tym celu należy w sposób jasny sformułować podstawową przesłankę. Modlitwa chrześcijańska zawsze jest określana przez strukturę wiary chrześcijańskiej, w której jaśnieje prawda o Bogu i o stworzeniu. Dlatego, z całą ścisłością, można powiedzieć, że przybiera ona postać osobowego, wewnętrznego i głębokiego dialogu między człowiekiem a Bogiem. Wyraża więc komunię istniejącą między odkupionym stworzeniem i wewnętrznym życiem Osób Trójcy Świętej. Owa komunia oparta na Chrzcie i Eucharystii, będących źródłem i szczytem życia Kościoła, zakłada postawę nawrócenia, odejścia od "ja" w kierunku Bożego "Ty". Modlitwa chrześcijańska jest więc jednocześnie autentycznie osobista i wspólnotowa. Wzdryga się przed bezosobowymi lub skoncentrowanymi na "ja" technikami, które mogą wytworzyć automatyzmy, prowadzące do zamknięcia się w duchowości egotycznej, niezdolnej do swobodnego otwarcia się na transcendentnego Boga. Jeżeli w Kościele poszukuje się nowych metod medytacji, to zawsze należy pamiętać, że autentyczna modlitwa chrześcijańska jest spotkaniem dwóch wolności: nieskończonej wolności Boga z ograniczoną wolnością człowieka.

II

MODLITWA CHRZEŚCIJAŃSKA W ŚWIETLE OBJAWIENIA
4. O tym, jak powinien modlić się człowiek, który przyjmuje Objawienie Boże mówi Pismo Święte. W Starym Testamencie jest zawarty wspaniały zbiór modlitw, które przez wieki zachowały swoją żywotność, są żywe także w Kościele Jezusa Chrystusa, dla którego stały się podstawą modlitwy oficjalnej: Księga Uwielbień albo PsalmóW2. Modlitwy w postaci psalmów znajdują się już w najdawniejszych tekstach Starego Testamentu, a następnie wracają w jego tekstach późniejszych3. Modlitwy Księgi Psalmów mówią przede wszystkim o wielkich dziełach, które Bóg uczynił dla swojego wybranego ludu. Te wielkie dzieła Boże Izrael rozważa, kontempluje i uobecnia, utrwalając je w pamięci przez modlitwę.

W Objawieniu biblijnym Izrael dochodzi do rozpoznania i uwielbienia Boga w całym stworzeniu i w losie każdego człowieka. Tak więc wzywa Go jako Tego, który spieszy z pomocą w niebezpieczeństwie, w chorobie, w prześladowaniu i w ucisku. I wreszcie - zawsze w świetle Jego zbawczych dzieł - jest On wielbiony w Boskiej potędze i dobroci, w sprawiedliwości i miłosierdziu, w królewskiej wielkości.

5. W Nowym Testamencie, dzięki słowom, czynom, męce i zmartwychwstaniu Chrystusa rozpoznaje się w Nim ostateczne samoobjawienie się Boga, Słowa Wcielonego, które jest jednocześnie objawieniem najgłębszej Miłości Bożej. To Duch Święty pozwala przenikać owe głębokości Boga, bowiem On, który jest posłany do serc wierzących "przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego" (1 Kor 2, 10). Według obietnicy danej swym uczniom przez Jezusa Chrystusa, Duch wyjaśni to wszystko, czego On jeszcze nie mógł im powiedzieć. Jednakże Duch "nie będzie mówił od siebie, ale (...) Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi" (J 16, 13n). To, co Jezus nazywa "swoim", należy, jak wyjaśnia dalej, także do Boga Ojca, bowiem "wszystko, co ma Ojciec, jest moje; dlatego powiedziałem wam, że z mojego weźmie i wam objawi" (J 16, 15).

Autorzy Nowego Testamentu byli w pełni świadomi, że zawsze, gdy mówili o objawieniu Boga w Chrystusie, byli oświecani przez Ducha Świętego. Synoptycy opowiadają o czynach i słowach Jezusa Chrystusa w oparciu o otrzymane po wydarzeniach paschalnych głębsze zrozumienie wszystkiego, co oglądali i słyszeli uczniowie. Cała Ewangelia św. Jana jest przeniknięta kontemplacją Tego, który od początku jest Słowem Boga, Słowem, które stało się Ciałem. Św. Paweł, ujrzawszy na drodze do Damaszku Jezusa w Jego Boskim majestacie, stara się doprowadzić wiernych do tego, by "wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość (Misterium Chrystusa) i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, aby zostali napełnieni całą Pełnią Bożą" (Ef 3, 18-19). Dla Pawła "Misterium Boga jest Chrystus, w którym są ukryte wszystkie skarby mądrości i wiedzy" (Kol 2, 3) i wyjaśnia Apostoł: "Mówię o tym, by was nikt nie zwodził pozornym dowodzeniem" (w. 4).

6. Istnieje więc ścisły związek między Chrystusem i modlitwą. Konstytucja dogmatyczna Dei verbum poucza nas, że przez Objawienie, niewidzialny Bóg "w nadmiarze swej miłości zwraca się do ludzi, jak do przyjaciół (por. Wj 33, 11; J 15, 14-15), i obcuje z nimi (por. Ba 3, 38), by zaprosić ich do komunii z sobą i przyjąć ich do niej"4.

To objawienie dokonało się za pośrednictwem słów i czynów, które zawsze są ze sobą wzajemnie powiązane; od początku i nieprzerwanie wszystko dąży w kierunku Chrystusa, będącego pełnią Objawienia i łaski, oraz w kierunku daru Ducha Świętego. On umożliwia człowiekowi przyjęcie i kontemplację słów oraz dzieł Boga, dziękczynienie Mu i wielbienie Go w zgromadzeniu wiernych i w sercu oświeconym łaską.

Dlatego Kościół zawsze poleca lekturę Słowa Bożego jako źródła modlitwy chrześcijańskiej i równocześnie zachęca do odkrywania głębokiego sensu Pisma Świętego przez modlitwę, by czytanie Biblii stało się "rozmową między Bogiem i człowiekiem. Gdyż do Niego przemawiamy, gdy się modlimy, a Jego słuchamy, gdy czytamy Boskie wypowiedzi"5.

7. Z tego, co zostało przypomniane, natychmiast można wysnuć pewne wnioski. Jeśli modlitwa chrześcijanina musi włączyć się w trynitarne działanie Boga, to także jej istotna treść będzie musiała być określona przez podwójny kierunek tego działania: w Duchu Świętym Syn przychodzi na świat, by go pojednać z Ojcem przez swoje dzieła i swoje cierpienie; z drugiej strony w tym samym działaniu, i w tym samym Duchu, Wcielony Syn powraca do Ojca, wypełniając Jego wolę przez Mękę i Zmartwychwstanie. Modlitwa Pańska, "Ojcze nasz", ukazuje jasno jedność tego działania Bożego: wola Ojca musi realizować się na ziemi jako i w niebie (prośby o chleb, o przebaczenie, o opiekę, ukazują podstawowe wymiary woli Ojca w stosunku do nas), by nowa ziemia żyła w niebieskim Jeruzalem.

Modlitwa Pańska6 jest powierzona Kościołowi ("wy tak się módlcie") i dlatego modlitwa chrześcijańska, także w odosobnieniu, jest w swojej istocie modlitwą w owej "komunii świętych", w której i z którą się modlimy, zarówno uczestnicząc w modlitwie publicznej, jak i modląc się prywatnie. Dlatego zawsze musi to być modlitwa w autentycznym duchu modlącego się Kościoła, a więc pod jego przewodnictwem, co czasem może wyrażać się w doświadczonym kierownictwie duchowym. Chrześcijanin, także gdy modli się w odosobnieniu i przy drzwiach zamkniętych, jest świadomy tego, że zawsze modli się zjednoczony z Chrystusem w Duchu Świętym razem ze wszystkimi świętymi o dobro Kościoła7.

KONIEC CZ. 1/3